XII: Jeremiah znajduje bezpańskiego psa

754 67 10
                                    

Chciałem przypilnować tych gówniarzy, dlatego, zamiast po naszej ostatniej lekcji iść do domu, posiedziałem w pokoju nauczycielskim. Cały czas wgapiałem się w nazwisko osoby, która niebawem miała wrócić do tej klasy. Widniał na spisie uczniów, ale wciąż był zwolniony. Początkowo dostałem informację tylko o szesnastce ludzi, a okazało się, że istniał siedemnasty członek. Byłem przekonany, że skądś znałem jego nazwisko, a fakt, że nie mogłem sobie przypomnieć, mocno irytował. Moja pamięć była fotograficzną, bez problemu zapamiętywałem zdanie i stronę, na której mogło się znajdować w książce. Pomagało mi to w pracy i szkole, ale teraz coś było dziwnie nie tak. Znałem każdego z podziemi, więc odpadało, nie mógł do nich należeć. Syn jakichś ludzi, których znałem? Może to nazwisko widniało na liście ludzi na sprzedaż? Najchętniej zadzwoniłbym do Fabio, ale to było niemożliwe. Kim byłeś, Indigo? I jakie konsekwencje mogły mnie czekać przy naszym spotkaniu?

Zamknąłem mały dziennik i odstawiłem go na biurko. W pomieszczeniu panowała cisza, większość właśnie odbywała swoje ostatnie zajęcia tego dnia, a ja tkwiłem samotnie w czterech ścianach. Nie mogłem tego znieść. Zabrałem swoje najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedłem na spacer. Obszedłem szkołę dwa razy, a potem wyszedłem na zewnątrz. Mogłem wzrokowo dostrzec, z jakim zadaniem będą się borykać moi uczniowie i pewnie bym im współczuł, ale zacierałem dumnie dłonie. Dante na pewno roześmiałby się głośno na ten widok. Wielokrotnie powtarzał mi, że nie wyobraża sobie takiego gnoja jako ojca i prędzej porzuci stanowisko, niż ja wychowam dziecko na dobrego człowieka. Po części się z nim zgadzałem. Moja klasa nie miała prawa żyć jako normalni ludzie. Każdy z nich był spaczony w inną stronę, jedni bardziej, inni mniej. To nie oznaczało jednak, że nie chciałem im pomóc się wzbić. Dante wyciągnął do mnie rękę choć nigdy moi rodzice nie dawali mu powodów do zaufania względem mnie, a jednak. Prześcignąłem oczekiwania każdego, nawet swoje własne.

Zadzwonił dzwonek, więc postanowiłem poczekać na tyłach szkoły, aż rozejdą się inni uczniowie. Wyszła spora grupa, choć początkowo nie byłem zainteresowany liczebnością szkoły, tak w tamtej chwili odczułem chęć poznania tej liczby dokładnie. Gdy wszystko się uspokoiło, wróciłem do szkoły. Szybko wskoczyłem po schodach na półpiętro, gdy na horyzoncie dostrzegłem Ethana wraz z Ivanem. Pożegnali się ze sobą, gdzie to Ethan wyszedł ze szkoły, a jego przyjaciel zbiegł do piwnic. Nie chciałem od razu iść za nim, dlatego wiernie przez kilkanaście minut krążyłem jak pszczoła po korytarzu. Zszedłem, gdy ci bawili się w najlepsze, aż słychać ich było przy schodach, a to jednak kilkanaście metrów.

Po cichu podszedłem do drzwi. Ivan próbował domyć plamę, która przywarła do kafelków na podłodze. Robert zajmował się prysznicami, a Xavier wiernie go dopingował. Uniosłem na to brew, gdy chłopak okazał się jeszcze lepszym kandydatem do pary dla niego, niż początkowo sądziłem. Nagle wyjął z kieszeni jakiś marker. Cicho zdjął skuwkę i podszedł do chłopaka, który był odwrócony plecami. Ivan uniósł głowę i wyczekiwał jego działań. Chłopak na podłodze napisał jakieś słowa, a potem gwałtownie się wycofał i odchrząknął.

– Robercik, wielbicielka zostawiła ci notkę!

Ten odwrócił się zirytowany i najpierw dostrzegł mnie w progu. Wzdrygnął się, wyrzucając w powietrze buteleczkę z odkamieniaczem.

– Co ty odwalasz? – zaśmiał się Ivan.

– Jestem pewien, że pisnął. – Xavier wskazał palcem na Roberta, kierując słowa do Ivana. – Pisnął?

– Pisnął.

– Nie pisnąłem! – oburzył się. – A co pan tu robi?

Chłopacy przestali się śmiać i wreszcie spojrzeli na moją osobę. Xavier jeszcze głębiej schował marker w kieszeni i uśmiechnął się szeroko.

Intertwine//mxb//✔Kde žijí příběhy. Začni objevovat