XLII: Jeremiah jest w stanie ukrócić cierpienie

373 37 11
                                    

|Dodajcie do biblioteki "one more time" dostępne na naszym profilu, gdzie będą się pojawiać shoty wyjaśniające wiele z głównej fabuły! (między innymi shot Ricka czy Lyry!)|

~*~

Każdy normalny w ostatnich chwilach swojego życia łapczywie pochłania każdy widok za oknem, ale nie ja. Ja normalny nigdy nie byłem. Po kilkunastu minutach ciszy, bo Lin okazał się milczkiem, a ja nie miałem ochoty komentować swojego położenia, najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Obudził mnie śmiech i zadziwiająca cisza. Rozejrzałem się, rozpoznając miejsce od razu. Parking podziemnej jawnej firmy Dante. Kierowca grzecznie czekał, aż wysiądziemy, a właścicielem śmiechu był nie kto inny jak Lin. Patrzył na mnie z szerokim uśmiechem.

– Tylko ty mogłeś zasnąć w takich warunkach – skomentował, a drzwi od mojej strony w końcu zostały otwarte.

Wysiadłem, mając przed sobą bardzo dobrze znajomą twarz. Charlie. Chłopak był jednym z młodszych pracowników, przynajmniej za mojej kadencji. Zawsze był sympatyczny i dostawał za to po głowie od starszych kolegów po fachu. Teraz miał eskortować, a raczej pomóc w tym, mojej osoby. Przełknął ślinę i spojrzał na Lina, który również wysiadł i stanął niespiesznie obok mnie. Wyjął papierosa, odpalając go powolnym ruchem. Dmuchnął chmurą dymu wprost na chłopaka, ale ten nieustępliwie zgrywał twardego.

– Na co czekasz jeden i drugi? Zapomniałeś drogi do domu, Chase? – Uniósł brew, ale nie było w tym geście cienia sympatii. To nie był Lin, którego znałem, a przynajmniej nie ten, za którego się podawał.

Ruszyłem przodem, ale Charlie podbiegł, aby czasem nie zostawiać mnie za bardzo samego. Bóg wie, co czekało go za niewywiązanie się ze swoich obowiązków. Wolałem nie sprawiać mu problemów, zapewne przez ostatni rok nie miał tu lekko. Parking wyglądał na tak samo zaludniony, jak zawsze. Dante nie stracił zbyt wielu klientów, nawet jeśli jego firma została przeze mnie wskazana na kryjówkę mafii. Nie powiedziałem policji, aby szukali piętra niżej, najwyraźniej byli większymi idiotami, niż sądziłem.

Minęliśmy windy na górę, klatkę schodową na górę, a za nią wkroczyliśmy na długi korytarz, na którego końcu mieściły się w dalszym ciągu drzwi na kod. Charlie wyprzedził mnie i wpisał pospiesznie liczby. Otworzył przede mną drzwi, więc pozwoliłem sobie wejść pierwszy. Doznałem szoku. Spodziewałem się na lewo schodów na tak zwane „półpiętro", ale żadnych nie było. Zostały zabudowane przez nowopowstałą ścianę. Lin znów się zaśmiał i zaczął kręcić papierosem, naśladując czarodziejską różdżkę, co utwierdziły wypowiadane przez niego słowa:

– Czary mary hokus-pokus!

Dłonią pchnął mocno ściankę, a ta w małej części ustąpiła i ukazały się przede mną drzwi. Ukryte drzwi. Rozchyliłem usta ze zdziwienia, bo takiej technologii po Dante się nie spodziewałem. Mieli ukryte przejście! Za moich czasów nie musieli się bawić w takie akcje, trochę pochlebiało, że zmusiłem ich do tego kroku naprzód. Niepokoiło także. Zawahałem się, ale ruszyłem w kierunku schodów, które już dobrze znałem. Zeszliśmy w trójkę na 'półpiętro' a stamtąd czekała nas już prosta droga w dół windą. Dwa piętra w dół, będąc dokładnym.

Ledwo przekroczyłem próg klatki schodowej, a poczułem, że coś zmierza w moim kierunku. Uskoczyłem w bok, wpadając przez to na Charliego, a przede mną malował się inny facet w garniturze. Lin prychnął, przecinając drogę między nami i wcisnął guzik przywołujący windę.

– Sorry – powiedziałem do młodszego chłopaka, który zakłopotał się i machnął ręką.

– Powinieneś go zakneblować, a nie prowadzić jak równego sobie! – skarcił młodszego kolegę po fachu.

Intertwine//mxb//✔Where stories live. Discover now