XLIII: Jeremiah kończy to życie

374 44 8
                                    

Uniosłem gwałtownie głowę, kątem oka widząc, jak Lin również dziwi się na słowa chłopaka.

– Co?

– Moje życie to pasmo nieszczęść, odebrano mi wszystko, a nie miałem nic – zaśmiał się ironicznie. – Sprzedano mnie mafii, nie miałem prawa wyboru, ale ty także, prawda? Wcale się aż tak od siebie nie różnimy. Ale mimo to jesteś lepszy ode mnie, podziwiam.

– Nie jestem lepszy – powiedziałem cicho.

– Masz ludzi, którzy za tobą stoją, chociaż jeszcze sam tego nie widzisz, bo się nie odwróciłeś – zignorował moje słowa, zwieszając wzrok na czymś w podłodze. – Dla tej klasy znaczysz dużo więcej, niż myślisz. Gdy wróciłem, wszyscy byli tacy... silni. Tak związani ze sobą. Osiągnąłeś to, co próbował osiągnąć ten idiota w pierwszej klasie. – Uniósł wzrok. – Ja zawsze byłem szkodnikiem. Moje życie mnie już męczyło. Myślałem, że już na końcu pierwszej klasy czeka mnie koniec, na niego liczyłem. A tu... dodatkowy rok tortur, bo mój oprawca postanowił pójść na wolne. Rok temu może byłbym bardziej dla ciebie okrutny, ale dziś stwierdzam, że masz szansę na obranie lepszego życia. Nie będę was kusił w nocy, możesz mnie zabić. – Pokiwał energicznie głową, jakby zgadzał się na coś dobrego, ale to nie było w najmniejszym stopniu dobre.

Podszedłem bliżej, stanąłem naprzeciw niego. Naprawdę mogłem to zrobić? Życie Ricka za życie szesnastu osób... ale ja nie potrafiłem tak postrzegać tej sprawy. Nawet jedno życie, a mogło przechylić szalę. Dlaczego ja zasługiwałem na obrót, a on nie? Był młodszy, miał wiele szans przed sobą. Już raz ratował tę klasę, teraz postanowił zaryzykować... nie, postanowił oddać wszystko dla nich. Próbował mnie przekonać tym argumentem.

– Byłem złym człowiekiem, Chase – powiedział, odchylając głowę do tyłu. – Zabijałem. Chciałem zgwałcić Cass, pamiętasz? Zrobiłbym to, nie muszę kłamać. – Zacisnąłem dłoń. – Zrobiłbym też coś tej Amandzie, gdybyście nie stanęli mi wtedy na drodze. Ian, gdyby mi się nawinął, też dostałby za swoje, ale komu chciałoby się go gonić. Nawet nie wiem, gdzie przebywa. Moje kontakty się urwały, gdy trafiłem do ośrodka.

Ogarnęła mnie chwilowa złość, ale o to mu chodziło. Zmienił taktykę, sądząc, że po dobroci mnie nie przekona do zabicia. Wolał ukazać się z tej najgorszej strony, aby skończyć to raz na zawsze.

– Popełniłem tylko dwa błędy, których żałuję w życiu – powiedział cicho, jakby w amoku, gdy znów gapił się w jakiś punktu na lewo. – Byłem pierwszy, ale i tak gorszy. Hm. Może gdybym podejmował inne decyzje, bardziej ludzkie, to nie straciłbym własnych pleców z dnia na dzień.

– O czym mówisz? – spytałem ochryple. Wzrok Ricka nie zmienił położenia, ale uśmiechnął się smutno.

– Opowiem, ale obietnica, że mnie potem zabijesz? Jeśli nie, naprawdę mnie wkurwisz.

– Zgoda.

Nieufnie uniósł brew, ale zaraz wyzbył się swoich oporów wzruszeniem ramienia. Mówił cicho, ale i tak ludzie za szybą nie słyszeli ani słowa. No, chyba że Dante zmienił pomieszczenie na zdolne do podsłuchiwania. Za moich czasów takie nie było. Lincoln też nie wydawał się zirytowany przeciąganiem, w skupieniu obserwował Ricka na krześle, który właśnie stał się dziwnie posępny.

– To ja wprowadziłem Claude'a do podziemi – odezwał się w końcu, a mi zmroziło krew w żyłach. – Zabiłem jego rodziców, wyglądał tak niewinnie. Znęcali się nad nim, wiedziałeś? – spytał, ale i tak nie uniósł już głowy po jej zwieszeniu, ani nie oczekiwał odpowiedzi, bo kontynuował: – Niemowa, który nie satysfakcjonował rodziców, więc karali go za każdy brak werbalnej odpowiedzi. Powiedziałem Britney, że jest pewne dziecko, które nie mówi i, czy znalazłoby się dla niego miejsce w jej domu. Że zabiłem jego rodziców i czy mogłaby posprzątać. To był tylko strzał, nie sądziłem, że w ciągu kilku dni zabierze go do Dante. Zaczął pracę, został formalnie moim bratem. – Prychnął. – Nie przyjął nazwiska, bo widział, że nie podoba mi się ta sytuacja. Nie chciałem go w mafii. Nie chciałem, żeby zabrano jego wolność, ale zabrano. Odsunąłem się wtedy od niego, byłem bardzo niedobrym przyjacielem, który tylko go wykorzystywał. Nie wiedziałem nawet, czym się zajmował. Dziś już mam pewne podejrzenia. Ostatecznie wybrał Romana, wiedziałeś? – Znów zadał pytanie o tym samym wydźwięku, ale słyszałem śmiech. – Ach, Roman. Wybrał mojego wroga, to chyba jawna oznaka zdrady i końca przyjaźni.

Intertwine//mxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz