XVI: Jeremiah miał intensywny tydzień

786 70 6
                                    

Cieszyło mnie, że moje prośby przedstawienia się zostały spełnione. Roberta wybrałem bez większego powodu, po prostu byłem ciekaw jego autoprezentacji. Następny wybór był dość trudny. Wahałem się między Claudem i jego uśmieszkiem, a trzęsidupą Ethanem, który wręcz błagał wzrokiem o litość. W sumie jego pobyt w domu dziecka wydawał się ciekawy, zwłaszcza że chłopak był już pełnoletni, często imprezował, a zachowaniem nie szczycił się najlepszym. Powinienem zainteresować się jego wiarą w niewinność brata, ale z jakiegoś powodu każdy w tej klasie miał coś kryminalnego wokół siebie. Nie czułem potrzeby drążenia, Robert też miał brata za kratkami. Kolejne przepytanki nie były moim celem, ale jeśli byliby skorzy do rozmów, to na pewno bym posłuchał. Nic jednak na siłę. To, co wiedzieć powinienem, już wiedziałem.

Tego dnia nie wracałem do domu. Większość czasu spędziłem na pogaduszkach w pokoju socjalnym. Sprzątaczki były zachwycone dodatkowymi dłońmi do pracy. Dziękowały mi za nagonienie niesfornych dzieciaków, ale prawda była taka, że zaczęli robić to w głównej mierze dla samych siebie. Zależało im na dodatkowych zajęciach, więc zakasali rękawy ci, którzy wcale nie musieli tego robić. Nie zapomnijmy też o tym, że to samodzielnie myślące jednostki. Nikt nie musiał niczego wpłacać z przymusu jakiegoś wychowawcy, skoro nic nie zepsuł. Oni jednak postanowili patrzyć na swoich partnerów z mordem lub chęcią podłożenia im świni. Miałem wrażenie, że bogacze woleli zapłacić dwie stówki więcej, a pooglądać swoich kolegów na kolanach, a i biedniejsi woleli na te kolana paść, aby pozbawić dodatkowych banknotów tych pierwszych. Transakcja wiązana, która sprawiała im chorą satysfakcję. Czy to planowałem? Ani trochę. Czy przypuszczałem, że pójdą na ten układ? A w życiu. Czy byłem zadowolony? Jak cholera.

Wyszedłem z piwnic i powróciłem na parter, gdzie niespodziewanie wpadłem na mężczyznę w średnim wieku i w białym kitlu. Był on rozpięty, więc dostrzegłem szarą koszulkę oraz legginsowe czarne spodnie. Zmierzył mnie wzrokiem, prawie przyprawiając o ciarki. Lewa strona głowy była wygolona, za to podobne czarne pasmo do moich włosów opadało na jego policzek. W lewej dziurce od nosa i w lewym uchu miał kolczyki. Tatuaż z kilometra ozdabiał jego szyję w mroczny, wręcz satanistyczny sposób. Czy ja o czymś nie wiedziałem? Mieliśmy w szkole kółko satanistów?

Chciałem go wyminąć, ale on nie planował mnie przypuszczać. Zrobił krok w tym samym kierunku dwa razy, aż zaczynałem się wkurzać.

– Masz jakiś problem? – spytałem w końcu.

– Wyglądasz młodo, ale jednak coś mi mówi, że uczniem to ty nie jesteś. Mam rację? – Schował dłonie do kieszeni fartucha. – Jak się nazywasz?

– Jeremiah. Dopiero w tym roku zacząłem tu pracować...

– Och! – Wzdrygnąłem się na jego nagły krzyk. – No jasne! Jestem Justin, też dopiero zacząłem tu pracować.

Uścisnęliśmy sobie dłonie, choć miałem wrażenie, że on zrobił to trochę za mocno i zbyt badawczo mnie przy tym obserwował.

– Wybacz, spieszę się na dodatkową lekcję, więc... – Wskazałem palcem na koniec korytarza, a ten ustąpił mi miejsca.

– Gdybyś miał problemy z krwawieniem swoich uczniów, to odeślij ich do mnie. Na zszywaniu się znam.

Coś w jego zachowaniu kazało mi się go obawiać. W podziemiach posiadałem swojego własnego medyka, który zazwyczaj zajmował się utrzymaniem przy życiu ledwo istniejących ludzi. Od Justina biła taka sama profesja, ale nie wyglądał – wbrew pozorom – na kogoś od mafijnej roboty. Za bardzo rzucał się w oczy, Dante nigdy nie pozwoliłby na tak mroczny wygląd swoich pracowników. Miał swoje dziwne wymogi, które przy bliższym poznaniu miały sens. Musiałem być przewrażliwiony po ostatnich wydarzeniach i w każdym widziałem potencjalne zagrożenie.

Intertwine//mxb//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz