XIV: Jeremiah walczy z Chasem

837 61 14
                                    

Początkowo plan był prosty, miałem go tylko odwieźć do domu i pojechać w swoją stronę. Mimo wszystko nie poczułem zaskoczenia, gdy zażyczył sobie towarzyszenia mi w wycieczce. Domyślałem się, że nie będzie chciał wracać, ale i tak przeczuwałem kłopoty. Każdy normalny powinien trzymać się ode mnie z daleka po bliskim spotkaniu z Chasem, a Ethan jak ślepiec dalej do mnie lgnął. Wgapianie się na lekcjach nie uszło mojej uwadze, choć wolałem udawać, że jest inaczej. W samochodzie jednak nie mogłem przestać się uśmiechać, gdy ten wywiercał we mnie dziurę. Krótkie spojrzenie wystarczyło, aby się speszył i odwrócił wzrok. Przywykłem i to wykorzystywałem.

Z drugiej strony byłem zaintrygowany, co zrodziło się w jego podstępnej główce i dlatego zgodziłem się go ze sobą zabrać. Nie integrował się z klasą, raczej spędzał czas tylko z Ivanem. Nie zadawał sobie trudu udawaniem, że jest zainteresowany kimkolwiek z wyjątkiem mnie. Z Cassandrą miał jakiś dziwny konflikt, średnio go rozumiałem. W przeciwieństwie do reszty klasy, tam wszystko było jasne. Czas mi się kończył, a nadal nie poczyniłem ważnych kroków do zażegnania ich sporu. Nie poddawałem się, musiałem ich postawić do pionu przed zjawieniem się Indigo.

Niespodziewanie Ethan spytał mnie o mój status związku. Nie było sekretem, że byłem singlem ani też to, że kiedyś kogoś miałem. Na szczęście nie dopytywał szczegółów, chociaż one też wybitnie sekretne nie były. Ot, jednego dnia masz kogoś przy sobie, a następnego ta osoba znika. Lyra miała ze mną zostać na lata, taki kontrakt podziemi, jak wchodzisz z kimś w relację, w tej relacji pozostajesz. Wszystko się pewnego magicznego dnia posrało. Choć może to ja po prostu byłem chory.

Po zaparkowaniu na sporym parkingu się rozejrzałem. Nie czułem się obserwowany, ale jakiś dziwny dreszcz przeszedł moje ciało. Ten teren powinien należeć do Christiano, ale on siedział. Nowi raczej nie mieli wyczulonego wzroku na moją osobę, zwłaszcza nocą i to w chwili, gdy ja wcale siebie nie przypominałem. Mimo wszystko to było dziwne. Poszliśmy czym prędzej do biblioteki po wypożyczenie książek. Sprawdziłem wcześniej w sieci godziny otwarcia, dlatego miałem pewność, że nie pocałuję klamki. Za ladą siedziała śliczna pracownica, która musiała mieć o mnie podobne zdanie, gdy zrobiła maślane oczy.

– W czym pomóc? – spytała cicho.

– Chciałbym wypożyczyć kilka książek. – Oparłem się o blat. – Mogłaby mi pani coś polecić? Interesuje mnie kryminał, thriller lub wątek mafijny.

– Naturalnie... – Poprawiła swoje okulary. – Proszę chwileczkę poczekać.

Zniknęła za rogiem, a ja przestałem się uśmiechać. Ethan wykorzystał ten czas, aby do mnie podejść i zagadać. Brunetka wróciła do nas z pięcioma książkami, ucieszył mnie ten widok. Były grube, więc na pewno zajęłyby mi z dwa tygodnie. A co to oznaczało? Dwa tygodnie odcięcia się od swojej chorej sytuacji z małymi przerwami na pracę. Nie chciało mi się wyrabiać karty, ale skoro Dylan pofatygował się o stworzenie pełnej tożsamości Jeremiaha, to ostatecznie bez marudzenia ją założyłem. Na pożegnanie uśmiechnąłem się do niej, a ta odpowiedziała mi delikatnym rumieńcem i kolejnym poprawianiem okularów.

Najpierw chciałem odnieść dość ciężką torbę z literaturą do auta, a potem przejść się do kina nieopodal. Poleciłem nastolatkowi na mnie poczekać, aby nie musiał robić dodatkowych kroków, ale może byłem w połowie drogi, gdy ten szybko znalazł się obok mnie. Rozbawiło mnie to. Czy on bał się, że go zostawię? Prawdopodobnie.

Rzuciłem pakunek na tylne siedzenia i ponownie zamknąłem pojazd. Oddać je miałem dopiero za trzy tygodnie, więc nie musiałem się wybitnie spieszyć z czytaniem, ale oddawanie czegoś po terminie bardzo mnie irytowało. W ciszy poszliśmy do kina. Chłopak jako pierwszy podszedł do rozpiski seansów, a ja do niego dołączyłem.

Intertwine//mxb//✔Where stories live. Discover now