43

994 110 17
                                    

Nie widziałem Zayna od czasu wczorajszego płatkowego incydentu, specjalnie ominąłem śniadanie i lunch, a Louis zrozumiał mnie. Nie musiałem go o nic prosić, sam przynosił mi jedzenie. Naprawdę byłem szczęściarzem, by mieć kogoś takiego jak on.

Kogoś, kto stawiał się za mną, zrobiłby wszystko, by powstrzymać mnie przed zranieniem samego siebie i w ogóle się o mnie troszczył. Miałem szczęście w przyjaźni, ale nie w miłości.

Zayn nie wysilał się, by do mnie podejść; minęły już całe dwa dni od tej feralnej nocy.

Ale, zastanowiłem się. Co jeśli właśnie chciał ze mną porozmawiać, a ja się ukrywałem?

Wiem, że to było za dobre, aby być prawdą, ale mała część mnie miała nadzieję na spełnienie tego.

Więc ignorując racjonalne myśli, wcisnąłem na siebie sweter, zawiązałem buty i trzasnąłem drzwiami wychodząc z pokoju. Kierowałem się do jedynego miejsca o jakim byłem skłonny myśleć.

Do naszej-- mojej, mojej ławki.

- - -

Usiadłem na moją ławkę i z zamkniętymi oczami rozkoszowałem się bezpieczeństwem jakie zapewniało mi to miejsce.

Poczułem się lżej, ale wciąż coś było źle. I wiedziałem, czego mi brakowało. Brakowało mi tej osoby, która przytulała mnie na tej ławce i nazwała ją nawet naszą ławką, bawiła się moimi palcami, kiedy nasze dłonie były splecione, która ciągle pytała mnie, czy moja opinia o falach uległa zmianie, a ja zawsze odpowiadałem, że nie, bo wciąż fascynują mnie tak samo, jak poprzedniego dnia, a on przeciwdziałał mojej odpowiedzi mówiąc, że lubi mnie każdego dnia coraz bardziej.

Czy w ogóle kiedykolwiek mnie lubił?

Wypuściłem drżący oddech, nie zdając sobie sprawy, że płaczę, dopóki nie poczułem wiatru na moich mokrych, czerwieniących się z zimna policzkach.

I tak bardzo jak starałem się przestać myśleć o Zaynie, nie mogłem. To miejsce, moje małe sanktuarium całkowicie mi o nim przypominało. To był głupi pomysł, by tu przyjść. Idiotyczne, liczyłem, że on zjawi się tu znowu.

Ale wciąż, miałem tą nadzieję. Czekałem. Siedziałem tam, po prostu myśląc o mnie i o Zaynie, zanim nie zrobiło się za ciemno i zimno. Nie miałem wyboru i musiałem wrócić, zanim ktoś przyjdzie tutaj, bo zamarznę na śmierć.

- - -

Leżałem właśnie w łóżku, bezczynnie podrzucając małą piłeczkę; nie miałem humoru, by robić cokolwiek innego. Chłopaki grali właśnie w nocne przeciąganie liny na podwórku i prawie wszyscy byli na zewnątrz, by ich pooglądać lub dołączyć, budynek był praktycznie pusty.

Dużo razy próbowali wyciągnąć mnie z pokoju i nakłonić mnie, bym grał z nimi, ale zawsze stanowczo odmawiałem. Ashton bardzo się o mnie martwił, więc okłamałem go mówiąc, że to po prostu rodzinne problemy, które wyjątkowo mnie smucą.

Nikt nie pytał dlaczego Louis wyrzucił na Zayna swoje płatki, mimo że tak naprawdę nikt nie miał nigdy problemów z Zaynem. Ale Louis to Louis, więc tak.

Gdy kumple zostawili mnie w pokoju, zwinąłem się samotnie w łóżku, wyrzucając piłeczkę z westchnięciem, gdy zaczęła mnie już nudzić. Próbowałem przeczytać książkę, by rozproszyć swoje myśli, ale to nie działało.

Potem poczułem Louisa, tak myślałem, stojącego przy moim łóżku, więc ze znużeniem podniosłem oczy znad tekstu, by zobaczyć co chce.

Ale oddech zatrzymał się w moim gardle, gdy zobaczyłem stojącego tutaj Zayna, patrzącego prosto na mnie z błagalnym spojrzeniem. Jego ramiona były ciasno skrzyżowane, jakby chciał stworzyć z nich tarczę.

Smile [Ziall] - tłumaczenieDär berättelser lever. Upptäck nu