29

1K 115 14
                                    


Dzisiaj była niedziela, co oznaczało brak lekcji, dzięki Bogu.

Było około 14, siedziałem na mojej ławce podziwiając fale z rękoma zawiniętymi wokół moich kolan, zimny wiatr czasami roztrzepywał moje włosy i sprawiał, że moje policzki przybierały czerwony kolor.

Nie było dziś słonecznie - oczywiście jesteśmy w Anglii, a to miejsce było najbardziej ponure ze wszystkich w tym kraju - więc było cholernie zimno. Ze względu też na to, że zaczynał się październik.

Moje myśli skakały z jednego tematu na drugi, ale w jakiś sposób wszystkie sprowadzały się do Zayna.

Nie mam pojęcia kiedy i czy w ogóle tu przyjdzie, ale byłem przerażony konwersacją z nim. Czułem się winny i głupio. Zacisnąłem oczy, ciągnąc za rękawy mojej bluzy.

Oczywiście w głowie wciąż powtarzały mi się jego słowa napisane do mnie. Bijąca od nich szczerość mnie poruszyła. I to było takie radosne uczucie, świadomość tego, że Zayn ma takie same zdanie o naszej wyjątkowej przyjaźni.

Przeczytałem jego list ponad tysiąc razy i teraz bezpiecznie mogę powiedzieć, że znam każdy fragment na pamięć. Ale Zayn nie musi o tym wiedzieć.

Około godzinę później, otworzyłem oczy gdy poczułem jak ławka się przesuwa. Bicie mojego serca znacznie przyspieszyło, gdy spotkałem oczy Zayna, którego wygląd zapierał dech w piersiach i to niesprawiedliwe, że nie mogłem go dotknąć.

Był ubrany w skórzaną kurtkę, a jego czarne włosy nakryte były czerwoną beanie OBEY.

Spojrzał czarującymi, karmelowymi oczami na moje, a ja utrzymałem jego spojrzenie. Nie mogłem odwrócić wzroku. Jego usta powoli uniosły się w kącikach i zmusiłem siebie by odwzajemnienić uśmiech, nasze spojrzenia wciąż były zablokowane.

- Naprawdę przepraszam jeśli powiedziałem lub zrobiłem coś, co sprawiło, że byłeś zły. Czasami potrafię być trochę wścibski. - mignął, potem przejechał dłonią po twarzy, w chwili gdy ja patrzyłem na niego niedowierzanie.

Uniósł brew jako odpowiedź na mój wygląd czy-ty-sobie-ze-mnie-żartujesz.

Przewróciłem oczami. - Jesteś wszystkim, ale nie jesteś wścibski Zayn. Pomagasz mi wyjść z mojej muszli. - przyznałem, a on uśmiechnął się dumnie. - I to jest moja wina. Wasza przyjaźń nie jest moim interesem. - mignąłem. - To było tylko moje zazdrosne gadanie.

Uniósł brew rozbawiony, kiedy powiedziałem zazdrosne, ale nie mówiłem nic więcej, by nie ośmieszyć się jeszcze bardziej, więc patrzyłem na swoje buty.

Kilka minut później, Zayn wyjął zwinięty arkusz z jego torby, prezentując mi go ze zdenerwowanym uśmiechem. Zmarszczyłem brwi i przyjąłem go, a moje serce przyspieszyło, gdy nasze palce styknęły się, gdy podawał mi prezent.

Przygryzając wargę, rozwinąłem to, przygotowując się, bo Zayn Malik zawsze szokował mnie w ten pozytywny sposób, wszystkim co robił.

I myślałem prawidłowo.

Zułem swoją dolną wargę, gdy moje oczy wędrowały po szkicu wykonanym za pomocą węgla. Był tam chłopak, który wyglądał jak ja, siedzący na ławce postawionej na kamieniach, podziwiający morze. Ale zamiast na morze, patrzył na żywe kolory i kształty, miał wyciągniętą rękę, prawie dotykając tych pięknych kolorów.

Zrozumiałem, że to dla mnie. I co to znaczyło. Zayn zrobił to dla mnie.

Dla. Mnie.

O mój Boże.

O. Mój. Boże.

Wziąłem głęboki, drżący oddech i spojrzałem na Zayna po zaabsorbowaniu każdego elementu na pięknym szkicu. Uśmiechnął się do mnie pełen nadziei i mignął.

- Mam nadzieję, że ci się spodobało. I że rozumiesz sposób w jaki cię widzę. To jak bardzo blisko jesteś ze swoimi wyobrażeniami. - przysunął się do brzodu i delikatnie puknął moje czoło. - To jest powód, przez który mnie fascynujesz. - jego uśmiech był tak szeroki, cenny i taki szczery, że czułem jak moje serce się topi.

Nie wiem dlaczego miałem taki atak uczuć do niego. Może, bo nikt inny nie był do mnie tak pozytywnie nastawiony. Nikt nie sprawił, że tak bardzo uwierzyłem w siebie, tak jak Zayn. I nikt nigdy nie traktował mnie jak idealną osobę. Dlaczego jest dla mnie taki miły? Bo jest po prostu sobą, jest perfekcyjny, właśnie dlatego.

Odepchnąłem go przez moją głupotę. Ale nigdy więcej, cholera nie.

Nie myślałem dwa razy i przysunąłem się do niego, ciasno oplatając ręce wokół jego talii, kładąc głowę na jego klatce, gdy poczułem jak łzy spływają po moich policzkach.

Nagle poczułem obejmujące mnie silne ramiona, jeszcze bardziej przysuwając mnie do siebie i pozwoliłem wszystkim emocjom wyjść, bo nie mogłem utrzymać ich dłużej w środku.

Moja złość na rodziców, brata, na ludzi, którzy traktowali mnie jak niepełnosprawne dziecko, na głupich nauczycieli, którzy mówili, że nie umiem pisać i nie mam prawa cieszyć się z rzeczy, jak normalni ludzie, bo nie słyszę i nie mówię.

Nigdy nie czułem się tak komfortowo obok kogoś i szczerze, to mnie przerażało jak bardzo załamuję się w ramionach Zayna.

Ale on nie odepchnął mnie, tylko trzymał przy swoim ciepłym ciele, przeczesując moje włosy długimi palcami, kiedy mój szloch przechodził i poczułem się lżej. Dużo, dużo lżej.

- Dziękuję. - powiedziałem bezgłośnie, po czym bardzo niechętnie odsunąłem się od niego. Miałem nadzieję, że zrozumiał, że nie dziękuję mu za wypłakanie się na jego ramieniu, ale za wszystko inne. Za bycie przyjacielem, za widzenie tego kim naprawdę jestem, za nie traktowanie mnie inaczej, za pomaganie mi w najgorszych momentach, przez wszystkie miesiące, odkąd go znam.

Szczerze, najlepsze miesiące mojego życia.

I gdy uśmiechnął się, ścierając moje łzy kciukiem, zrozumiałem, że wie. Zayn wie wszystko.

------

pamiętajcie o gwiazdce i komentarzu jeśli spodobał wam się rozdział :)

i dziękuję za 5k wyświetleń, bo chyba jeszcze nie było okazji. kocham was 

Smile [Ziall] - tłumaczenieWhere stories live. Discover now