Niewiele sytuacji było tak wymownych i krępujących, jak słuchanie rozmów toczących się między Dumbledorem, Remusem, Syriuszem i Snapem, z Szalonookim Moodym czającym się w kącie pomieszczenia. Temu zbyt dobrze wyczuwalnemu w powietrzu napięciu nie pomagał nawet zapach szarlotki upieczonej przez Molly, totalnie bezsensowne, suche żarty Charliego i Billa oraz abstrakcyjne formy, jakie przybierała Tonks, próbując rozładować atmosferę, gdy Weasleyom się to nie udawało, przez co ostatecznie wszyscy wychodzili z kwitkiem z komnaty, pozostawiając skaczących sobie do gardeł Huncwotów i Mistrza Eliksirów na pastwę losu i obserwacji mnie, dyrektora i Moody'ego.
— To jest najgłupszy pomysł, o jakim słyszałem — prychnął Syriusz, odgarniając ze złością włosy z twarzy i piorunując spojrzeniem spokojnego Snape'a. — Daj spokój, Albus.
— Co, Black? Masz coś jednak do ukrycia?
— Może się tak okazać, że będę miał morderstwo do ukrycia... — wysyczał Syriusz, którego głos niebezpiecznie zadrżał pod wpływem kpiny Snape'a, a ciemne oczy błysnęły z irytacji.
— Syriusz — rzucił ostrzegawczo Remus.
— No, dalej, wilkołaku, utemperuj swojego czworonożnego kumpla.
— Powiem to tylko raz i chwała Hogwartowi za jedyne siedem lat nauki, bo pewnie Ravenclaw straciłby przez to punkty — jęknęłam, chwytając Remusa za przedramię, gdy ten już podnosił się powoli z miejsca, gromiąc wzrokiem uśmiechającego się obłudnie Snape'a. — Niechże się pan zamknie, na Slytherina pieprzonego — wycedziłam, patrząc byłemu nauczycielowi eliksirów prosto w oczy — bo pańskie idiotyczne gadki w niczym nie pomagają. I wasze także! — dodałam głośniej, patrząc ze złością na podburzonego Syriusza i ponurego Remusa.
— Za mało mamy kobiet w Zakonie — odezwał się wreszcie dyrektor, błyskając ku mnie okularami-połówkami i obdarzając uśmiechem.
— A pan czemu im pozwala na te durne kłótnie? — wybuchnęłam, zapominając, że Dumbledore to Dumbledore.
— Ponieważ liczę na to, że wszyscy troje dojrzeją do wzajemnej pomocy bez mojej ingerencji, jak na dojrzałych mężczyzn przystało.
— Niedoczekanie twoje, Albusie — prychnął z kąta Moody, a ja, chcąc nie chcąc, musiałam przyznać mu rację.
— Dopóki pamiętam, Alastorze, chciałbym cię prosić o krótkie przeszkolenie Inaressy z magii defensywnej i ofensywnej mogącej przydać jej się podczas niektórych misji. — Dumbledore zwrócił się bezpośrednio do Moody'ego.
— A dlaczego Remus nie może tego zrobić? — zapytałam szybko, wsuwając nerwowym ruchem kciuk w zęby i rwąc skórkę przy paznokciu. — Przecież jest...
— Jest twoim mężem i z pewnością nie rzuci w twoją stronę tak skutecznych zaklęć, jak Alastor — przerwał mi cierpliwie dyrektor, co skwitowałam jedynie wymownym milczeniem. — Zapewniam cię, że Alastor będzie czerpać z tego o wiele większą przyjemność.
Sadyści.
— W miarę swoich możliwości proszę, by każde z was pomogło przy przywróceniu Grimmauld Place do stanu używalności — ciągnął Dumbledore, spoglądając po każdym z nas znad swoich złotych okularów-połówek.
— Chyba kpisz, Dumbledore — prychnął Snape, mrożąc Dumbledore'a wzrokiem.
— Już widzę, jak Wycierus poświęca swoje delikatne rąsie na szorowanie kredensu...
— Syriusz! — syknęłam, a Remus westchnął głęboko, bawiąc się na blacie stołu palcami mojej lewej, niepoobgryzanej jeszcze dłoni.
— Poparłbyś mnie, Luniek, a nie pantoflarzył przy Ness — warknął Black.
![](https://img.wattpad.com/cover/264010146-288-k917386.jpg)
CZYTASZ
CLAIR DE LUNE II {remus lupin hp ff}
Fanfictionjeszcze trochę o przeznaczeniu, lawendzie i tym razem mrocznych czasach. o poświęceniu, tym co nieprzewidziane i o ulotności życia. o miłości, odwadze, przyjaźni „jednego za wszystkich i wszystkich za jednego". księżycu, słońcu i gwiazdach na niebie...