🌕✨ XXVII. Cichy chaos

540 50 628
                                    

Lustro unosiło się przede mną, niby niedaleko, niby na wyciągnięcie ręki. Na tyle blisko, jak niegdyś we śnie babcia otoczona czterema wilkami, a jednak wciąż niezrozumiała, nie w pełni.

Zbliżałam się do niego, bo wiedziałam, że musiałam. Czułam to. Tak należało zrobić, bo inaczej lustro o dwóch taflach przybliżyłoby się samo w najmniej oczekiwanym momencie.

Musiałam w nie spojrzeć.

Tylko — w które?

Nieistotny był wybór strony, prawa czy lewa, bo prawa mogła być lewą, bo w końcu to sen — ważne było to, że były dwa odbicia. Dwie możliwości.

Dwie natury, dwie drogi, dwa odmienne wybory.

Dwie wizje przyszłości.

Oddech grzmiał mi w głowie, serce waliło niczym ciężki dzwon. Niepokój gęstniał dookoła, oplatał coraz boleśniej z każdym kolejnym niepewnym krokiem zmniejszającym odległość między mną a lustrem. Złota, lekko podarta rama błysnęła oślepiająco, a ja zamarłam przed jedną z falujących wolno, grafitowo-srebrzystych powierzchni.

Chciałam coś ujrzeć, ale postaci rozmywały się w popłochu, pożerane przez kłęby szarości, nim zdołałam rozpoznać ich twarze.


Ujrzałam lśniące niczym dwa jaskrawe ametysty oczy Selene i odrobinę poszarzałą twarz Remusa.

— Jestem... — udało mi się wykrztusić, bo znałam go już na tyle, by wiedzieć, że oczekiwał jakiegokolwiek zapewnienia, że nic się nie stało. — Wszystko w porządku...

— Nie byłbym tego taki pewien, Nessie.

— Naprawdę... nic mi nie jest... Muszę się tylko obudzić... i wszystko zanotować...

Coraz szybsze i pewniejsze mamrotanie pojedynczych słów tuż po wybudzeniu się ze świadomych snów jednocześnie zwiększało moją kontrolę nad nimi. Nad tym, by nie zapomnieć. Trzeźwiej patrzyłam na rzeczywistość, lepiej odróżniałam ją od tego, co nieprawdziwe, co wciąż pozostawało jedynie domysłami i niepotwierdzonymi możliwościami.

Pewniej stawiałam granicę między snem a jawą.

Zapach lawendowych świeczek i intensywnych kadzideł pomagał przedostać się do przyszłości i utworzyć ich wizje. Bransoletka Charliego potęgowała śnienie o jego życiu, sylwestrowa noc kumulowała w sobie pokłady potężnej magii sprzyjającej wróżeniu, a Selene zdawała się być moim małym dodatkowym źródłem zasilania.

A Remus — trzymał mnie, bym się w tym wszystkim nie pogubiła i wyławiał z tego głębokiego, ciemnego jeziora, gdy okazywało się, że zamiast ku powierzchni, kierowałam się na dno.

Jebana tafla jeziora. I lustra.

Miałam nieprzyjemne wrażenie, że musiałam przez nią przeniknąć, by przyszłość mogła toczyć się własnym rytmem.

Ale — która przyszłość?

— Dla łapacza snów to chyba było za wiele. — Remus rzucił znaczące, przenikliwe spojrzenie i ponad moim zroszonym potem ramieniem wskazał ścianę za plecami, na której wartę pełnił magiczny przedmiot skonstruowany przez Catherine. — Z doświadczenia wiem, że gdy magiczne przedmioty zachowują się niestandardowo, nie jest to dobrym znakiem.

Zerknęłam za siebie, by na widok świecącego jaskrawym różem i podrygującego leciutko łapacza skrzywić się i zgrzytnąć nieprzyjemnie zębami. Bo choć wiedziałam, że nie zebrało w sobie ani krztyny czarnej magii i nie emanowało niczym groźnym, to wystarczyła sama ta niewiadoma, by zasiać drobne ziarna niepewności.

CLAIR DE LUNE II {remus lupin hp ff}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz