🌕✨ XXXII. Niezapominajki Neville'a

452 37 507
                                    

Część rzeczy toczyła się swoim rytmem, który, choć nie miałam na niego wpływu ani ja ani Remus, Syriusz czy Cath, i tak musiał się wydarzyć. Nie byłam do końca pewna, czy gdybym wystarczająco odpowiednio skupiła się na przepowiadaniu przyszłości, to mogłabym cokolwiek zmienić, ale starałam się akceptować rzeczywistość taką, jaką była.

Uczyłam się tego przez cały miniony rok.

Edon, jedyny sprzymierzeniec Remusa, znalazł się pod opiekuńczymi skrzydłami doktor Fox, przechodząc swój okres rekonwalescencji w specjalnie odosobnionej sali, z dala od wścibskich spojrzeń postronnych. Wierzyłam, że wspólnymi siłami mogliśmy znaleźć mu dobre miejsce w społeczności, takie, na jakie zasługiwał.

Zakon nie miał wątpliwości co do przebiegu rozprawy z dwudziestego pierwszego marca i wraz z nadejściem wiosny — upragnionej, wyczekanej, tej, która od zawsze zwiastowała początek czegoś dobrego i świeżego — Nuntis, Ayame oraz trzech ich pobratymców o imionach, których nie chciałam zapamiętywać, pod eskortą Brygady Uderzeniowej, trzech wiodących aurorów Brytyjskiego Ministerstwa Magii oraz dwóch strażników więzienia Grindelwalda, wyruszyło do Nurmengardu. Samo wydarzenie przyciągnęło złaknioną plotek prasę oraz rzeszę czarodziejów, tak więc stojąc na szczycie schodów prowadzących do holu głównego Ministerstwa Magii w towarzystwie mamy i Remusa, obserwowałam nie bez gorzkiej satysfakcji, jak spętana magią grupka wilkołaków opuszcza tymczasowy areszt w akompaniamencie gwizdów i gardłowych okrzyków gapiów.

Żadne z nich nie miało możliwości obejrzenia się przez ramię, by obrzucić nas pełnym nienawiści spojrzeniem.

Wyłowiłam głębszy oddech pochwycony przez mamę. Przeniosłam na nią pytające spojrzenie, a jej twarz wydłużyła się, zupełnie jakby po wielu, naprawdę wielu latach, musnęła to upragnione uczucie spokoju.

— Nie pali cię to? — zapytałam,

— Co dokładnie? — Matka zerknęła na mnie kątem oka.

— Wysłałaś ich do więzienia, do miejsca, na które zasłużyli. Ale po drodze zadali tyle bólu, cierpienia i śmierci... Nie chciałaś odpłacić się im tym samym? Żeby poczuli to samo?

Jej cienka brew drgnęła. Głosy tłumu, reporterów i pozostałych czarodziejów nikły w obszernym atrium Ministerstwa, rozbijając się już tylko nic nieznaczącym echem. Cieniem. Wspomnieniem złego czasu.

Chciałam, by ten zły czas był już tylko i wyłącznie za nami. Za nią.

— Oczywiście, że chciałam — odpowiedziała bardzo cicho z błyskiem w oku tak smutnym, jaki może pojawić się tylko u kogoś, kto wycierpiał więcej, niż zaznał szczęścia. — Przez całe życie, począwszy od tego, co spotkało twojego dziadka.

— I jak udało ci się ich nie szukać? — drążyłam, czując delikatny dotyk dłoni Remusa na ramieniu. — Ich, wilkołaków, tych...

— Zasługa twojego ojca.

Jej niezłomność zmiękła, oblewając moje serce rozkoszną błogością i wywołując na twarzy lekki uśmiech wzruszenia. Oparłam policzek na dłoni Remusa, chłonąc jego spokojną aurę.

— Próbowaliśmy odtworzyć przepis taty na ciasteczka migdałowe dla Nells, żeby umilić jej wyjazd do Beauxbatons — powiedziałam i ruszyłam schodami w dół razem z mamą i Lunatykiem, który ujął mnie za dłoń. — Ale nic z tego. On ma jakiś cholerny tajemny składnik w tych ciachach.

— Dlatego w naszym domu to twój ojciec zawsze zajmuje się cukierniczym zaopatrzeniem — ucięła mama. — I podejrzewam, że za nic w świecie nie zdradzi wam przepisu?

CLAIR DE LUNE II {remus lupin hp ff}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz