🌕✨ XXV. Uzupełniony portret

629 51 592
                                    

jeśli czytasz Clair, ten rozdział dedykuję Tobie, kimkolwiek jesteś ♡

💫 🌑 🌓 🌔 🌕 💫

Nie wiedziałam dokładnie, kiedy minęły trzy tygodnie grudnia. Zupełnie jakbym jednego wieczora kładła się pod łapaczem snów, z Remusem u boku, z myślą, że mój ukochany miesiąc dopiero się zaczyna, a następnego ranka — obudziłam się w zaśnieżony przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia. Z szalejącym po szerokich wrzosowiskach wiatrem tak lodowatym, jaki mógł występować tylko w północnej Szkocji.

To był pierwszy grudzień, w którym miałam mniej czasu, by z typową dla tego okresu nostalgią wspominać i babcię, i dziadka, i w tym roku także pierwszy grudzień z Remusem oraz ten poprzedni — gdy wszystko dążyło do Balu Bożonarodzeniowego, na którym przyjęłam oświadczyny Remusa. Ten grudzień był zupełnie inny od poprzednich i może nie powinno mnie to dziwić, bo tych zim przeżyłam już kilka, ale mimo wszystko, gdzieś tam głęboko w sobie, tęskniłam za świętami, gdy mogłam w ciszy i spokoju zatopić się w książkach i muzyce, by móc pielęgnować wspomnienia o czasach jeszcze sprzed przemiany Nelly.

Po raz kolejny uzmysłowiło mi to nieuchronność upływającego czasu i następujących zmian, nierzadko łatwych i dobrych.

Ale nie żałowałam niczego. Świat coraz gęściej pokrywała zbielała, puchata czapa, a ja dzień w dzień, uparcie, ćwiczyłam oklumencję. Większość snów była odbiciem codzienności — strachów, zmartwień, pragnień, nieprzepracowanych sytuacji i wydarzeń. Te lustrzane, odbicia nie musiały dominować snu, nie musiały być na pierwszym planie, mogły nawet stanowić pozorne uzupełnienie sennego tematu, który na pierwszy rzut oka wydawał się główny. Najważniejszym więc zadaniem okazało się dla mnie wykluczenie lub przynajmniej powstrzymanie wpływu rzeczywistości na to, co działo się nocą.

Brak presji praktyk w Mungu i kontaktu z Voland znacznie pomógł mi oczyścić głowę, w efekcie czego na kilka dni przed świętami przestałam śnić cokolwiek — co było bardzo dobrą oznaką.

— Wyeliminowanie przeszkadzających snów jest tak samo ważne jak to, co teraz muszę opanować — oceniłam, wpatrując się ze zmarszczonymi brwiami w stronicę Wielkiego sennika. — Bo świadome śnienie nie należy do najprostszych.

— Ale jest osiągalne — przypomniał mi Remus, wyglądając znad papierów od Mulpeppera. — Są dziesiątki relacji jasnowidzów potwierdzających możliwość opanowania tej umiejętności. Oczywiście, nie widnieją zapisy omawiające efekty świadomego śnienia, jednak...

— I to rodzi następne pytanie — mruknęłam, nie mogąc zapanować nad ponurym tonem. — Czy nie dzielili się efektami swoich prac, bo to, co ujrzeli, było zbyt przerażające? Czy mogło coś zmienić? Czy może, zwyczajnie, ześwirowali?

Remus nie odpowiedział, ale jego głębokie, przenikliwe spojrzenie było wystarczające.

Jedynym sposobem, by dowieść prawdy, było kontynuowanie pracy nad snami — co, tak czy inaczej, zamierzałam robić. Z drobną pomocą Billa, który, jak się okazało, dzięki swojej wieloletniej pracy w Egipcie miał dostęp do ksiąg niemożliwych do zdobycia w Wielkiej Brytanii. I nie powinno mnie dziwić, że to właśnie starożytni Egipcjanie jako jedni z pierwszych zaczęli przykładać większą wagę do znaczeń snów, świadomego śnienia* i wywoływania wizji.

Nie bez powodu przez większą część życia towarzyszyła mi właśnie Nefretete.

Równie nieocenionym wsparciem okazała się Selene, czego, niestety, nie mogłam powiedzieć ostatecznie o pomocnych zaklęciach Remusa. Koniec końców naprawdę potrzebowałam czyjejś pomocy w codziennych, prostych czynnościach i z tą pomocą przyszła mi niezastąpiona Fox. Przyjęłam to z niemałą ulgą, bo, jakkolwiek blisko nie byłabym z Remusem, zdarzały się sytuacje, o których samo myślenie, siłą rzeczy, wprawiało mnie w niemałą krępację.

CLAIR DE LUNE II {remus lupin hp ff}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz