🌕✨ XXIII. Selene

521 53 464
                                    


Pierwsza noc była długa z różnych względów.

Należała do nich moja całkowita, nieopisana wręcz ekscytacja związana z powrotem Remusa. Bo zdałam sobie sprawę, że zapomniałam, jak rozgrzane mogło być jego ciało. Jak nierówno oddychał, gdy skrywał twarz między moimi potarganymi przez ciche szepty włosami.

Blada poświata księżyca rozlewała się perlistymi smugami w miodowych włosach Remusa tak intensywnie, jak jego usta rozlewały się po każdym fragmencie mojej skóry.

Płynęłam dłońmi po jego plecach. I może nie wyczułam napiętych pod bliznami mięśni, ale widziałam wszystko w jego zaciśniętych mocno ustach. Wszystko.

Pomiędzy szeleszczącą pościelą gubiły nam się słowa, ale one nawet nie były potrzebne. Topiłam się w jego ustach. Oczy Lunatyka płonęły najczystszym, najgłębszym wręcz bursztynem i nic, absolutnie nic nie było tak gładkie, chaotyczne i wzburzone, jak one. Goniłam za jego spojrzeniem z nierównym oddechem, miotałam się w rytmie, które paliło każde miejsce muśnięte przez Remusa. Trzymał mnie z siłą, nie powstrzymywał przed niczym i byłam przekonana, że jaśniej i goręcej być już nie mogło.

Przestałam liczyć mruknięcia, westchnienia, i te głębsze, i głośniejsze. Rozsypało mi się to wszystko tak gwałtownie, jak gwałtownie i nieoczekiwanie oszalałam, zaciskając zęby na jego pokrytym gęsią skórką ramieniu, jak przylgnęłam do niego jeszcze mocniej, bardziej, więcej. Chrapliwy oddech Remusa wbił mnie ciężko w miękką pościel.

A potem, gdy uspokoiłam i ciało, i serce, czekała nas równie długa rozmowa.

— Mógłbym przeczytać z tuzin książek, Nessie, mógłbym nawet powołać się na fakt, że ja sam jestem wilkołakiem, ale prawda jest taka, że na wiele rzeczy nie byłbym w stanie wystarczająco się przygotować — zaczął Remus.

— Nie wolisz pokazać mi po prostu swoich wspomnień? — zagadnęłam go łagodnie, wpatrując się w kubek gorącej herbaty, który ściskał w dużej dłoni.

— Zdecydowanie łatwiej będzie mi wrócić tam w słowach i móc w odpowiednich momentach przystanąć, by przez inne zwyczajnie przepłynąć.

Pokiwałam ze zrozumieniem głową, podczas gdy Remus oparł się ciężko plecami o ścianę tuż przy lekko uchylonym oknie. Na parapecie drgały szaleńczo maleńkie płomyki lawendowych świec. Blade pasma jasnej nocy uwydatniały wszystkie blizny na jego nagim torsie, pogłębiały je i wyostrzały. Pianino tuż przy łóżku wybrzmiewało przyciszonym Chopinem.

Remus wolno przeczesał palcami gęste, zmierzwione włosy. W bursztynowych oczach malowała się powaga i zamyślenie.

— Na pierwszą sforę natrafiłem wyjątkowo szybko — zaczął cicho, zerkając na mnie. — Może było to związane z chęcią całkowitego zajęcia się powierzoną misją, bo niczego innego robić nie mogłem, a to z kolei absorbowało całą moją uwagę. Może myślałem, że im szybciej wykonam polecenie Albusa, tym szybciej do ciebie wrócę.

— Nie ty jeden miałeś taką nadzieję — mruknęłam, owijając się szczelniej jego białą koszulą i opierając ramieniem o ścianę tuż obok, by móc go dobrze widzieć.

— Sprzyjała mi i pogoda, i teren lasu, nie miałem też trudności z porozumieniem się z pierwszymi trzema stadami — ciągnął Remus, przypatrując się ciemnej tafli herbaty. — Edon, alfa ostatniego z nich, był naprawdę przyzwoitym wilkołakiem. Zadeklarował nawet chęć złożenia nam wizyty za jakiś czas, mnie i tobie. Towarzyskiej wizyty.

Kącik warg Remusa uniósł się w delikatnym półuśmiechu.

— W miarę jednak jak zmierzałem na północ, w stronę Skandynawii, tak jak lasy i klimat, tak samo nieprzystępne stawały się sfory. W rzeczywistości tamtejsze wilkołaki częściej żyły samotnie, ewentualnie w parach, niż w grupach — tłumaczył cicho, dokładnie, zupełnie jakby opowiadał jedną z baśni lub legend. — Z pewnością wynika to z kultury. Nie dziwił mnie fakt napotkanych, kompletnie opuszczonych i ogołoconych wiosek, liczyłem jednak na choć jedno spokojniejsze stado.

CLAIR DE LUNE II {remus lupin hp ff}Where stories live. Discover now