— Jutro jest ostatni dzień, Remusie. Co mam powiedzieć Fox? Zgodzić się?
Siedziałam na kanapie w salonie, zawinięta w jasnobrązowy, przywodzący na myśl barwę cynamonu, kocyk i odkładając otwartą książkę grzbietem do góry, spoglądałam bezradnie na Remusa. Zajmował fotel po przeciwnej stronie, tuż obok kominka, w ciepłym, musztardowożółtym świetle stojącej lampki i wolno pykał fajkę, pogrążony w lekturze Manitou Grahama Mastertona, którego sprezentowałam mu jeszcze przed weselem.
Uniósł głowę i spojrzał na mnie w zamyśleniu, tak jak i ja odkładając na bok książkę.
— Oczywistym była dla mnie twoja zgoda na jej propozycję — przyznał szczerze, odsuwając fajkę od ust i wypuszczając maleńki kłąb dymu, który zawirował nad jego miodową czupryną. — Dlaczego pytasz? Wahasz się?
— Nie wiem — jęknęłam, owijając się jeszcze ciaśniej kocem i opadając lewym bokiem na kanapę niczym unieruchomiony gumochłon. — Tyle się ostatnio dzieje, że nie wiem, czy to dobry moment na branie na siebie kolejnej odpowiedzialności.
— Fox nie wychodziłaby z tą propozycją, gdyby uważała, że nie dasz sobie rady.
— Ona uważa, że sobie dam radę, ty też tak uważasz, Cath też... Tylko ja nie wiem, czy dam sobie radę.
Remus wstał, przeszedł przez salon i opadł ciężko na puste miejsce tuż obok mojej głowy. Spojrzałam na niego cierpiętniczo i dostrzegłam na jego twarzy uśmiech — nikły, ale jednak uśmiech.
Uniósł dłoń i położył mi uspokajająco na wystających spod koca włosach.
— Od października wrócą studia — przypomniałam, wsuwając głowę na jego kolana i wpychając nos w jego sweter gdzieś na wysokości brzucha.
— Wtedy na pewno zdołasz porozumieć się z doktor Fox w kwestii grafiku.
— Spotkania i misje Zakonu, lekcje ze Snapem i pojedynki z Moodym też będą wymagały poświęcenia czasu. A ja nie chcę, by nagle okazało się, że nie mamy tego czasu dla siebie.
— To o to się martwisz?
— Tak, w głównej mierze o to. — Pociągnęłam nosem. — Że nagle okaże się, że nie mamy wolnej chwili, że się mijamy, bo zajmują nas obowiązki, których się podjęliśmy.
Nie od razu odpowiedział, zapatrując się gdzieś w przestrzeń, a ta chwila koncentracji odbiła się na jego twarzy zwężonymi ustami i delikatną zmarszczką między brwiami.
— Nie można tego wykluczyć — rzekł w końcu, zadając mi tym samym cios prosto w serce.
— Ale ja nie chcę rezygnować z ciebie dla Munga czy Zakonu — jęknęłam, unosząc się na łokciach i zaglądając w jego zaskakująco nieobecną twarz. — To tak nie powinno wyglądać. Skoro mogę nie godzić się na ofertę Fox i tym samym wiedzieć, że odbije się to z korzyścią na nas, to wolę jej odmówić!
— Propozycja Fox jest dla ciebie rozwojowa pod każdym względem — ciągnął niewzruszenie Remus i zastanawiałam się, czy faktycznie tak myśli, czy mówi to tylko z obowiązku. — Możesz na niej naprawdę skorzystać i wiele się nauczyć już teraz, pod jej uważnym okiem. Będzie ci łatwiej w przyszłości.
— Dopiero co wzięliśmy ślub, Remusie... — westchnęłam i uniosłam dłoń, by dotknąć nią jego pokrytego jednodniowym zarostem policzka, by poczuć jego ciepło i bliskość, to dobro, które w nim tkwiło. — Dopiero co razem zamieszkaliśmy. Czy nie możemy...
Westchnęłam. Słowa uwięzły mi w gardle, więc po prostu oparłam czoło o jego ciepłe usta.
Przymknęłam powieki, chcąc jakoś wyrazić to, co się we mnie plątało i kotłowało.
![](https://img.wattpad.com/cover/264010146-288-k917386.jpg)
YOU ARE READING
CLAIR DE LUNE II {remus lupin hp ff}
Fanfictionjeszcze trochę o przeznaczeniu, lawendzie i tym razem mrocznych czasach. o poświęceniu, tym co nieprzewidziane i o ulotności życia. o miłości, odwadze, przyjaźni „jednego za wszystkich i wszystkich za jednego". księżycu, słońcu i gwiazdach na niebie...