🌕✨ XI. Pęknięcia

678 52 731
                                    

justinemariem bo trzymasz mnie w całości

💫 ✨ 🌑 🌓 🌔 🌕 ✨ 💫

Najtrudniejsze okazały się wieczory.

W ciągu dnia jeszcze dawałam radę, wpadając w rytm Munga tak głęboko, jak nigdy przedtem, łapiąc się wszystkiego, wykonując niekiedy zbyt wiele rzeczy naraz i przejmując nie swoje obowiązki, co często stawiało mnie w świetle ofermy i naiwniaczki, niemniej jednak udawało mi się wtedy nie myśleć o Remusie. Ale wieczorami, gdy nie mogłam już biegać od sali do sali, rozmawiać z Cecilem, Mią, Rheą, innymi pracownikami oraz pacjentami, kiedy Zakon rozchodził się we własnych kierunkach i nawet Cath nie zawsze mogła być przy mnie, uderzało mnie, jak bardzo przywykłam do obecności Remusa.

Jak wiele dawała mi sama jego obecność w pomieszczeniu obok.

Spotkanie z rodzicami, Nelly i tatą Remusa z okazji moich urodzin odkładałam w czasie tak długo, jak tylko mogłam, tłumacząc się pracą w Mungu. Wiedziałam jednak, że na dłuższą metę ten argument nie zdawał egzaminu, dlatego do rozmowy z rodziną, a przede wszystkim z mamą, musiałam się solidnie przygotować, co w obecnym stanie graniczyło z cudem, tak jak uzyskanie tytułu Mistrza Świata przez Armaty z Chudley.

Pozostało mi zaszczepić w sobie kłamstwo, w które musiałam uwierzyć na tyle, aby brzmieć przekonująco wobec każdego, komu miałam opowiadać o nieobecności Remusa. Kwestię zatajenia przed innymi prawdziwego powodu jego wyjazdu wolałam uprzednio skonsultować z Dumbledorem — i, przy okazji, opieprzyć go z góry na dół za to, że odesłał go w nieznane, pozostawiając mnie samą.

Bo przecież nie mogłam oczekiwać od pozostałych, że nagle będą poświęcać mi o wiele więcej czasu. Zakon działał dalej, mając swoje większe lub mniejsze zadania, w głównej mierze skupiając się na aferze Harry'ego i wysprzątaniu Grimmauld Place, do czego i tak Dumbledore postanowił zadzierżgnąć przyjaciół Pottera, ulokowując ich na resztę sierpnia w rezydencji Syriusza. Widziałam, jak Łapa rozpromienił się na samą myśl o tych kilkunastu dniach z chrześniakiem i podejrzewałam, że w momencie zniknięcia Remusa opieka nad Harrym również jego mogła oderwać od dręczących go, ponurych myśli.

— Wiesz, że możesz przyjeżdżać do mnie, kiedy tylko zechcesz? — zapytał pewnego wieczora Syriusz, gdy zbierałam się, by wrócić do domu i rozglądałam za rzuconą gdzieś w kąt torbą z brudnym, szpitalnym mundurkiem. — Możesz tu nawet nocować, gdybyś czuła się nieswojo w Yorkshire.

— Wiem, Syriuszu — przytaknęłam, odnalazłszy wzrokiem torbę i podbiegając do niej. — I jestem ci za to dozgonnie wdzięczna, ale muszę się pojawiać u siebie od czasu do czasu, by chociaż sprzątnąć zaschnięte naczynia sprzed kilku dni.

— Rzucisz jedno czy dwa zaklęcia i po robocie — usłyszałam z kuchni podniesiony głos Cath, a po nim trzaśnięcie zamykanych drzwi lodówki. Chwilę później przyjaciółka stanęła w progu, z włosami związanymi na samuraja, nieśmiertelną grzywką wpadającą do oczu, w granatowym dresie z emblematami Ravenclawu i z kabanosem zwisającym z ust. — Co jak co, ale ty akurat z zaklęciami problemu nie masz.

— Nasz dom jest piętrowy i ma ogródek, to wcale nie jest tylko jedno zaklęcie. — Uniosłam brwi, zerkając nerwowo w stronę długiego, zaciemnionego korytarza prowadzącego do wyjścia.

— Och, błagam cię, Grimmauld ma ze cztery razy więcej pokoi — prychnęła Cath, przeżuwając kabanosa, którego Syriusz nieudolnie próbował podebrać. — Hej, odwal się Black, weź sobie swojego.

To jest mój kabanos — przypomniał jej subtelnie.

— Ale ja go upolowałam.

— Co nie zmienia faktu, że upolowałaś go w mojej lodówce. — Jednym energicznym ruchem urwał połowę i uniósł wysoko nad głowę tak, by podskakująca wściekle Catherine, o półtorej głowy niższa od niego, nie mogła dosięgnąć jego dumnie przechwyconej zdobyczy. — A ty panoszysz się po mojej arystokratycznej kuchni.

CLAIR DE LUNE II {remus lupin hp ff}Место, где живут истории. Откройте их для себя