W milczeniu gapiłam się na piękny, delikatny zegar na biurku Fox.
— Czy nie wyraziłam się jasno? Czy dobitnie nie poinformowałam cię, że masz trzymać ten niewyparzony język za zębami?
— Wyraziła się pani jasno — wymamrotałam, przymykając powieki z każdym wyraźniejszym dźwiękiem, jaki opuszczał jej gardło.
— Co mam zrobić, żebyś się zamknęła i zajmowała tym, co do ciebie należy? — Fox kipiała, opierała się dłońmi o biurko, a warkocz wisiał swobodnie, oparty o jej ramię, choć żadna z nas swobodnie się nie czuła. — W jaki sposób mam do ciebie przemówić, Lupin? Bo nie przemawiają do ciebie ani moje prośby, ani rozporządzenia Knota, ani nawet fakt, że Voland bezczelnie i prostacko grozi Lue w twojej obecności, co powinno skutecznie zamknąć ci usta. Co się musi wydarzyć, żebyś przestała być tak arogancka?
Poderwałam gwałtownie głowę.
— Nie jestem...
— Jesteś! — Walnęła dłonią w biurko z taką mocą, że katedralny zegar zabrzęczał ze strachem, a mnie kawa podjechała do gardła razem ze łzami do oczu, bo nie chciałam jej zawieść nigdy w życiu, bo Fox była ostatnią osobą, której zrobiłabym na złość. — Kompletnie nie panujesz nad emocjami. Zawsze byłaś taka wyszczekana, ale znałaś granicę, wiedziałaś, kiedy się nie wychylać, a Virginia Voland jest właśnie tą piekielną granicą. Więc pytam po raz ostatni, co mam z tobą zrobić?
Przetarłam palcami czoło, oddychając płytko.
— To się już więcej nie powtórzy.
— Ja myślę. — Wyprostowała się z gniewnym wyrazem twarzy. — Inaczej wyślę cię na przymusowy urlop. Nie obchodzi mnie, ile tu pracujesz. Dopóki Knot tu węszy, masz siedzieć cicho.
— Dobrze, pani dyrektor — przytaknęłam cicho.
— Co się dzieje, Lupin? Chodzi o twojego męża?
Wytrzymałam jej spojrzenie przez góra dwie sekundy, więcej nie dałam rady.
— Wszystko jest w porządku.
— Zatem bierz się do roboty.
Wyszłam, zamykając cicho drzwi.
Pięć metrów dalej natknęłam się na Virginię, której delikatny uśmiech mówił sam za siebie.
⋆⍣꙳⋱⟢☾⟣⋰꙳⍣⋆
...Trzymałam Cornelię za nadgarstek, a wokół nas rozbrzmiewał znany już z corocznych odjazdów gwar pożegnań i przyjacielskich nawoływań, choć tym razem znacznie mniej było śmiechów i zabarwionych powakacyjną radością rozmów, a o wiele więcej nerwowych przepychanek przepełnionych nieuargumentowaną nerwowością. Ta czarna magia wypełniła już powietrze nawet tu, na Kings Cross — przemykała między buchającą szarą parą lśniącą, czerwoną lokomotywa a ceglanymi murami i filarami.
— Szkoda, że nie możesz pojechać ze mną — wyznała cicho siostra, po raz pierwszy od dawna na głos wypowiadając swoje obawy przed samotnością w Hogwarcie, który dla niej już nigdy nie miał być taki jak kiedyś.
Won, wyjazd stąd.
— Masz wspaniałe grono przyjaciół i cudownego chłopaka, Nells. — Kucnęłam przed nią i lekkim szarpnięciem za dłonie zmusiłam do niechętnego spojrzenia w moim kierunku.
Tuż za jej plecami, za uchylonym oknem przedziału, dostrzegłam wpadającego do środka, zziajanego Neville'a, targającego olbrzymią klatkę z Perłą i trzymającego pod pachą kuferek z Teodorą oraz podręczną walizeczkę Nelly. Rzucił to wszystko na wolne siedzenia obok bliźniaków, którzy wychylali się głowami i ramionami przez okno, żegnając się z państwem Weasley. Po drugiej stronie Freda i George'a zażarcie kłóciły się przyjaciółki Nelly, wśród których rozpoznałam Susie Bones — siostrzenicę Amelii Bones — Hannę Abbott i Fran Colville. Do przedziału zajrzała jeszcze jak zwykle rozkojarzona, blada niczym biała kreda twarz Luny Lovegood z zatkniętą za ucho różdżką i jaskrawopomarańczową opaską z kolcami, do złudzenia przypominającą rafę koralową.
![](https://img.wattpad.com/cover/264010146-288-k917386.jpg)
YOU ARE READING
CLAIR DE LUNE II {remus lupin hp ff}
Fanfictionjeszcze trochę o przeznaczeniu, lawendzie i tym razem mrocznych czasach. o poświęceniu, tym co nieprzewidziane i o ulotności życia. o miłości, odwadze, przyjaźni „jednego za wszystkich i wszystkich za jednego". księżycu, słońcu i gwiazdach na niebie...