69. O powstaniu Yarnam

300 13 18
                                    

Proch który pozostał po czarnych kryształach, rozsypał się wokół przysłaniając niektóre linie pentagramu. Posadzka zabarwiła się na czerwono od krwi. Sousuke zgiął się w pół gdy z jego ust po raz kolejny wypłynęła krew. Jej metaliczny smak wypełniał usta i przepływał przez ściśnięte gardło. Nie umiał złapać oddechu. Czuł się jakby ktoś wbijał w jego wnętrzności sztylety a płuca palił żywym ogniem. Sam już nie wiedział czy było mu zimno czy ciepło, gdy ciało oblewał pot.
- Sousuke!? Sousuke, co się stało !? - Kiri uklękła przy nim obejmując go. Uszy poruszały się jak radary a jej wzrok błądził między otoczeniem a daemonem.
Ogarnął ją strach. Nie wiedziała co się dzieje. Sousuke zaciskał dłoń na piersi, drugą opierając się o posadzkę. Z jego ust dalej płynęła krew. Kitsune musiała go mocno trzymać by nie upadł na podłogę gdy nagle stracił siłę w ręce. Przyciągnęła go bliżej siebie. Wolną dłonią wyjęła kulkę zza pasa kimona, szybko ją zgniatając.

Otoczenie się zmieniło. Siedzieli na środku salonu w domostwie Szatare. Wokół panowała kompletna cisza a światło dawało jedynie wpadające przez okna promienie słońca. Zdawało by się jakby nikt tu nie mieszkał.
- Hej! Jest tu ktoś!? - Krzykneła najgłośniej jak potrafiła. Spojrzała za siebie w kierunku łuku prowadzącego na korytarz. - Pomocy! Jest tu ktoś!?
Jej uszy drgneły wyłapując dźwięk kroków gdzieś w głębi mieszkania. Nie minęła chwila gdy niedaleko otwarły się drzwi a właściciel kroków pojawił się w łuku.
- O kurwa... - Smok zatrzymał się w progu obrzucając ich szybkim spojrzeniem. - Zapomniałem o tym. Kurwa ... pomóż mi.
Razem podnieśli Sousuke z podłogi zarzucając jego ręce na swoje ramiona. Jego ciężar lekko przytłoczył kitsune, sama nie dała by rady go podnieść. Był przytomny ale zupełnie bez siły, ledwo trzymał się na nogach. Przestał wypluwać krew jednak jej resztki spływały po brodzie skapując na podłogę lub płynąc dalej przez szyję by wsiąknąć w materiał koszulki.
Kuro poprowadził ich wzdłuż korytarza po czym skręcili w prawo do prowizorycznej pracowni. Gdy tylko przekroczyli próg, kitsune musiała zasłonić usta dłonią by zdusić mimowolny pisk przerażenia. Pomieszczenie nie różniło się zbytnio od innych. Kamienna podłoga kilka szaf i szafek z różnymi dziwnymi rzeczami i metalowy stół znajdujący się na środku pomieszczenia. Właśnie tam leżała ledwo przytomna Lau. Jej pozbawione ręki ciało było idealnie widoczne od samego wejścia. Czarna krew wypływała obficie z miejsca w którym powinna znajdować się rękę i skapywała na podłogę tworząc czarną kałuże. Po drugiej stronie stał Daemon Czasu. Jedną ręką opierał się o stół, druga zaś kurczowo ściskał stary kieszonkowy zegarek. Sprawiał wrażenie spokojnego i opanowanego ale jego dłoń drżała, zrobił się bledszy, policzki stały się bardziej wklęsłe .... Stał się słabszy, jakby ulatywały z niego siły.... brakowało mu czasu.
- Długo będziecie tak stać czy mi w końcu pomożecie...!? - Słaby ale stanowczy głos Shadowa wyrwał kitsune z odrętwienia.
- Już! Kurwa zapomniałem że oboje umierają! - Smok szarpnął nimi by wskazać kierunek w którym pójdą. Obeszli stół by posadzić Sousuke na podłodze po jego lewej stronie.
- Nie gadaj tylko niech któreś z was odda trochę swojego czasu ...
- Czasu? - Szepneła Kiri pomagając Sousuke oprzeć się plecami o drewniane szafki.
- Tak, jeśli uda mi się cofnąć wystarczająco czas ... Nic im nie będzie grozić więc...
- Co mam robić? - Kiri szybko wstała podchodząc do Daemona.
- Wystarczy że podasz mi dłoń...
Kitsune niewiele myśląc wykonała polecenie. Gdy tylko dotknęła jego lodowatej dłoni, ogarnęło ją zmęczenie. Poczuła się słabo a oczy same zaczęły się kleić. Miała ochotę ułożyć się gdzieś i zasnąć.

Po pomieszczeniu rozległ się dźwięk słabego klaskania. Wzrok wszystkich skierował się na drzwi prowadzące do pracowni. Sousuke pod wpływem impulsu chciał się podnieść ale tylko zdołał lekko się unieść nim znowu opadł na podłogę. Kuro wyszedł do przodu gotów w każdej chwili rzucić jakiekolwiek zaklęcie w obronie innych.
Azazel opierał się ramieniem o framuge. Z jego piersi lała się krew a przez bladą skórę przebijały się czarne żyły rozchodzące się jak pajęczyna. Trucizna siała spustoszenie w jego organizmie.
- Całkiem dobrze wam poszło... - Obrzucił spojrzeniem złoto czarnych oczu, wszystkich zebranych. - Choć mogło być lepiej ... - Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w swoją córkę pozbawioną ręki. Wstrzymywała powietrze nie bardzo wiedząc czy dalej leżeć czy może rzucić się do ataku. Wbijała wzrok w ojca próbując choć trochę wybadać sytuację.
- Sou.... - Nekromantka wypuściła cicho powietrze. Jej ciało dalej było spięte, gotowe do nagłego ruchu. - Zapytaj go o coś co wie tylko on i Serafine. Jeśli jest sobą jej umiejętność powinna przestać działać.... powinien pamiętać.
Nastała dłuższą cisza w czasie której Sousuke szukał w pamięci jakiegoś momentu, wspomnienia którego nikt inny nie zna. Przez to że mógł się kontaktować z duchami i spędzał z matką dużo czasu, miał ich dość dużo. Jednak większość z nich znali też Lau i Kuro. Jeśli ojciec nie był sobą, mógłby poznać odpowiedź od nich, wchodząc do ich głowy. Tylko do jego głowy nie potrafił wejść... ktokolwiek próbował zaczynał wariować od głosów które pojawiały się znikąd. Był to efekt jego kontaktu z duchami.
- Azazel .... - Zaczął przełykając ciężko śline zmieszaną z krwią. - Co powiedziałeś matce .... Gdy oświadczałeś się jej w mieście umarłych?
- Nic ... bo to inne miejsce. - kąciki ust drgneły unosząc się prawie niezauważalnie. - Oświadczyłem się na jednej z ukrytych wież w Anor Londor. Nie musiałem nic mówić...
- Tak było... - Sousuke skinął głową przymykając oczy. Atmosfera odrazu stała się mniej napięta.
- Chodź... lepiej ich zostawić. - Shadow szepnął do Kitsune. Kobieta chciała zaprotestować jednak widząc poważną mine Daemona, zrezygnowała. Rzuciła szybkie spojrzenie na Sousuke, jakby chciała się upewnić czy na pewno z nim wszystko w porządku. Miała ochotę z nim zostać, tak samo jak Shadow z nekromantką. Zostawienie ich było jednak najlepszym wyjściem. Szybko przemkneli obok Azazela zostawiając ich samych.
- Wygrałam... - Rzuciła Lau do ojca, uśmiechając się. Patrzyła w sufit zagryzając raz po raz dolną warge.
- Powiedzmy że dałem ci fory... - Odpowiedział chłodno lecz w jego głosie dało się wyczuć szczypte radości. Nigdy nie potrafił okazywać uczuć dlatego by wyłapać choć ich małe skrawki trzeba było mocno się skupić lub przebywać z nim bardzo długi czas.
- Tak, jasne.... możesz tu podejść?
Białowłosa starała się panować nad głosem który drżał. Jej oddech stał się znacznie szybszy i nierówny. Słyszała po krokach że ojciec również jest słaby, nie były tak zdecydowane jak zawsze, musiał w każdy krok włożyć więcej wysiłku. Jego oddech wskazywał na to że męczy się z trucizną w organiźmie. Musiała zająć płuca albo chociaż ich część.
W końcu Azazel stanął przy stole na którym leżała. Lekko podnosząc lewą ręke pokazała by się do niej nachylił. Nie potrafiła już nic powiedzieć czując olbrzymią gule w gardle. Gdy to zrobił objęła go za szyję, mocno się do niego przutulając. Rozpłakała się. Powstrzymywane łzy w końcu swobodnie spływały po jej policzkach wsiąkając w brudny materiał koszuli. Nawet nie zauważyła gdy jej płacz zmienił się w szloch. Samą do końca nie wiedziała czy to z powodu szczęścia czy z nadmiaru złych emocji których nie mogła już tłumić.
- Nie płacz ... - Powiedział spokojnie. Objął swoją córkę tuląc ją do siebie. Nie musiał nic więcej robić. Ten jeden gest wystarczył by pokazać jak bardzo kocha ją oraz Sousuke. - Dobrze się spisaliście.

Eldarya: Pozory mylą Where stories live. Discover now