78. W obronie Lordran

253 5 3
                                    

- Nie, nie, nie.... - Białowłosa odsuneła się od metalowych drzwi. Nie miała jak uciec, więzienie zostało skonstruowane w taki sposób aby w razie ucieczki żaden ze stworów nie był w stanie zniszczyć drzwi. Walka również nie wchodziła w grę, mały skalpel niewiele da w starciu z taką ilością różnorodnych potworów. Co prawda był jeden sposób aby się stąd wydostać, jednak równie niebezpieczny. Wystarczyło otworzyć kolejne ciężkie drzwi na końcu korytarza, za którymi znajdował się równie niebezpieczny stwór. Napewno wyważył by drzwi i odgonił pozostałe potwory ... ale stał by się ogromnym zagrożeniem dla Yarnam. Z drugiej strony jeśli nie zrobi nic, zginie... i jej brat również... A potwory prawdopodobnie i tak się wydostaną z pomocą tajemniczej postaci. Wybór był tylko jeden.
Ruszyła biegiem w głąb korytarza unikając w miarę możliwości wszelkiego rodzaju macek, dłoni czy pazurów które próbowały ją pochwycić. Uderzyła z impetem całym ciężarem ciała o posadzkę gdy jeden z potworów złapał jej kostkę. W momencie zabrakło jak tchu. Na oślep machneła skalpelem raniąc stwora który natychmiast ją puścił. Pozbierała się z posadzki, biegnąc najszybciej jak umiała wprost do metalowych drzwi na końcu korytarza. Gdy do nich dotarła, potwory całkowicie opuściły swoje więzienia i znajdowały się tuż za nią.
Przez ułamek sekundy udało jej się zaobserwować że całe drzwi są pokryte misternymi znakami, zapogiejącymi otwarciu przy pomocy magii, co wyjaśniło dlaczego tylko one pozostały zamknięte. Działając pod wpływem impulsu wsuneła trzymany w dłoni skalpel w zamek, kręcąc nim by znaleźć odpowiednie ustawienie. Jej szyję oplotła macka a resztę ciała zaczęły łapać dłonie, łapy i inne macki stworów. Jednak w tym momencie zamek ustąpił, z głośnym brzdękiem puszczając całą sieć zasówek. Po psychiatryku rozniósł się przeraźliwy ryk olbrzymiej bestii. Potwory puściły ciało Nekromantki, cofając się ze strachu. W ostatniej chwili udało jej się schować w wgłębieniu w ścianie obok drzwi, nim te zostały wyrzucone z zawiasów i upadły z hukiem na posadzkę. Wielka bestia posiadająca kilkanaście par długich odnóż zakończonych dłońmi, bladą skórę oraz głowę o czarnych włosach na bardzo długiej szyji. Oczy pozostawały zaszyte lecz usta miała szeroko otwarte ukazując trzy rzędy ostrych zębów.
Bestia wydała z siebie przeraźliwy ryk jedną z dłoni rozgniatając najbliższego potwora tworząc tym samym krwawą plamę na środku korytarza. Potwory wycofały się w przerażeniu a zaraz później wielkie monstrum skierowało się do wyjścia. Kolejnemu głośnemu rykowi, towarzyszył głośny huk wywarzanych metalowych drzwi. Nie trwało długo a więzienie zupełnie opustoszało. Potwory uciekły...
- Ojciec mnie zabije ...

***

Duży pokój, znajdujący się na piętrze świątyni, oświetlały czerwone i pomarańczowe lampiony zwisające z wysokiego sufitu. Całość została urządzona w kolorach brązu, czerwieni, pomarańczu oraz złota. W powietrzu unosił się zapach kadzideł oraz papierosowego dymu. Na wprost wejścia, podwójnych drewnianych drzwi, znajdowało się ogromne łoże zasłane bardzo ładną, zdobioną pościelą oraz dużą ilością miękkich poduszek, na których wylegiwały się dwie postacie odziane w kimona.
Z ust brązowowłosego mężczyzny o dwunastu ogonach, wydobył się obłok gęstego dymu, tworzący kształt serca. Po raz kolejny przystawił ozdobną złoto- czerwoną fajkę do ust, zaciągnął się dymem.
- Daiki.... - Pretensjonalny głos rozbrzmiał tuż obok Władcy Pogorzelisk. Niewiele myśląc wypuścił gęsty papierosowy dym prosto w twarz leżącego obok Kitsune.
Hayate z uporem maniaka, próbował od dłuższego czasu zbliżyć się do mężczyzny. Prawdopodobnie aby go pocałować lub dostać trochę czułości z jego strony. Każda próba kończyła się fiaskiem. Daiki za każdym razem odsuwał się pod byle głupim pretekstem bądź uderzał puszystymi brązowymi ogonemi prosto w jego twarz. Zachowanie młodszego różowowłosego chłopaka, bo mężczyzną nie mógł go nazwać, powoli działało mu na nerwy. Zachowywał się zupełnie jak małe dziecko które potrzebuje miłości i atencji. Może tak było, lecz według Daikiego i tak dostawał zbyt dużo uwagi jak na przejściową zachcianke.
- Daiki.... - Przeciągnął zgłoski starając się brzmieć bardziej żałośnie, nie chciał dać za wygraną. - Kochanie...
- Będziesz w końcu cicho!? - Władca Pogorzelisk warknął jerząc wszystkie dwanaście ogonów. Od dłuższego czasu czuł dziwne poddenerwowanie, jakby coś wisiało w powietrzu a młodszy Kitsune wyjątkowo wzmacniał ten efekt.
- P ... przepraszam ... - Hayate skulił się, kładąc po sobie uszy a ogony podwijając pod siebie. - Ja tylko...
Daiki przewrócił oczami odkładając fajkę na drewniany nocny stolik. Odwrócił się do chłopaka łapiąc jego twarz wolną dłonią, dłuższe paznokcie nieznacznie wbiły się w jego policzki. Przybliżył się zamykając usta młodszego stanowczym pocałunkiem któremu towarzyszyły bliżej nieokreślone dźwięki zaskoczenia.

Ai ajuns la finalul capitolelor publicate.

⏰ Ultima actualizare: May 15, 2023 ⏰

Adaugă această povestire la Biblioteca ta pentru a primi notificări despre capitolele noi!

Eldarya: Pozory mylą Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum