29. Prawdziwe oblicze

1K 72 20
                                    

Leiftan pomógł mi wstać. Dopiero teraz mogłam zobaczyć skalę "zniszczenia " jakiego dokonałam. Wyrwana szuflada, porozrzucane po całym pokoju fiolki, krew i jeszcze więcej czarnej krwi. I kto będzie musiał to sprzątać? Oczywiście ja ...
Spojrzałam po sobie, dekolt jak i przód gorsetu był cały umazany we krwi.
- Wybacz Leiftan ... trochę zniszczyłam twój prezent. - spojrzałam na niego smutno.
- Nie przejmuj się. - uśmiechnął się delikatnie. - Przebierz się. Miiko chce byś była obecna na naradzie.
Kiwnełam głową po czym szybko cmoknełam Leiftana w usta i zniknęłam w łazience uprzednio zabierając parę rzecz. Szybko umyłam się i ubrałam.

Wyszłam z łazienki

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Wyszłam z łazienki. Leiftan siedział na łóżku bawiąc się czymś w dłoni, gdy podeszłam bliżej zauważyłam że jest to jedna z trefnych fiolek.
- Mówisz że ktoś "zatruł" twoją truciznę? - obrucił fiolkę w palcach przyglądając się zawartości.
- Tak, chociaż bardziej użyła bym słowa odtruł lub nawet wyleczył. - mimowolnie się uśmiechnęłam. Schyliłam się podnosząc z ziemi fiolkę o barwie czarnej jak smoła i podałam ją Leiftanowi. - Widzisz różnicę? Moje są o wiele ciemniejsze co znaczy że te zostały rozcieńczone, co za tym idzie ktoś coś do nich dodał.
- Widzę. - zabrał fiolkę przyglądając jej się. - Kto mógł zrobić coś takiego?
- Nie wiem... - wzruszyłam ramionami. - Widocznie musiałam komuś podpaść.
Lorialet wstał odkładając fiolki na szafkę nocną. Podszedł do mnie by po chwili ująć mój podbródek i delikatnie unieść do góry bym mogła spojrzeć mu w oczy... piękne zielone oczy.
- Obiecuje Ci że znajdę tego kto to zrobił i wymierze odpowiednią karę. - mówił spokojnie lecz słyszałam jak jego głos delikatnie drży ze zdenerwowania. Nie chciał tego pokazać lecz ja wiem jaki potrafi być gdy jest wkurzony. Nie powiem podoba mi się to.
- Chyba że Cię uprzedzę. - uśmiechnęłam się. Stanełam na palcach by musnąć ustami usta Lorialeta. Dla niego, to było za mało. Przyciągnął mnie bliżej tak że musiałam oprzeć dłonie na jego torsie. Po raz kolejny złączył nasze usta, tym razem w namiętnym pocałunku. Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy zabrakło nam tchu.
- Chodź, Miiko na nas czeka.
Skinełam głową niechętnie się odsuwając. Nic na to nie poradzę, gdyby tylko się dało mogła bym do końca życia siedzieć w jego ramionach.
Opuściliśmy mój pokój udając się... na stołówkę. Ciekawe ... Chociaż to zrozumiałe skoro mieszkańcy zostali schronieni w sali kryształu. W środku znajdowała się Miiko jak i reszta szefów straży no i oczywiście Erica.
- Coś wam długo zajęło. - Rzucił Ezarel z wrednym uśmieszkiem na co Nevra poruszył się niespokojnie.
- Było by szybciej gdyby ktoś nie mieszał w moich truciznach. - warknełam. - A tak musiał mnie zbierać z ziemi.
- Mieszał w truciznach !? - Kitsune podskoczyła zdenerwowana.
- Długa historia ... chodzi o te które sobie wstrzykuje. - wzruszyłam ramionami. - Widocznie komuś podpadłam ale teraz to nie ważne. O czym chciałaś powiedzieć?
Wzrok zebranych spoczął na lisicy która głośno westchneła.
- Wiemy już kto zaatakował kwaterę. - zrobiła krótką przerwę by po chwili kontynuować już pewna siebie. - To Naytili. Kiedyś należała do straży lecz dopuściła się strasznej zbrodni za którą została wyrzucona. Teraz chce zemsty.
- Dodatkowo kontroluje dwa blackdogi i jakiegoś innego chowańca. - dodał Nevra przeczesując włosy.
- Skąd wiesz że je kontroluje? - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Sam mam Gallytrota. To daleki kuzyn Blackdogów jednak jego równie trudno oswoić. To pewne że są pod jej kontrolą.
- Skontaktowałam się z Huang Hua. - wtrąciła kitsune. - Żeby kontrolować chowańca trzeba zawrzeć pakt z daemonem i nadać mu jego imię. Jeśli je odgadniemy przestaną być kontrolowane. - wszyscy spojrzeli na mnie.
- Ej może jestem daemonem ale nigdy czegoś takiego nie robiłam. - fukłam.
- Jest sposób... Jednak ten rytuał wymaga poświęcenia bardzo ważnych składników do otwarcia portalu. - Miiko spojrzała po wszystkich. - Jednak nie mamy wyjścia.
- Zawsze jest wyjście. - wtrąciłam się. - Po co się męczyć i marnować czas na szukanie imion, skoro wystarczy je zabić? Blackdogi i tak musiały by zginąć. Są zbyt niebezpieczne. Mogę nawet ja się tym zająć.
- Dobrze ... skoro tak, nie mam wyjścia. Muszę się z Tobą zgodzić.
Narada trwała jeszcze jakaś godzinę zanim omówiliśmy plan działania.

Eldarya: Pozory mylą Where stories live. Discover now