75. Spokój...

357 8 5
                                    

Ciężka księga została zamknięta i dosłownie rzucona na brzeg biurka, wywołując charakterystyczny huk, wzbijając kurz i luźne kartki, które rozsypały się po podłodze. Daemon sięgnął po kolejną dość wiekową księgę, która pamiętała czasy jego ojca. Była w fatalnym stanie jednak jej specyficzny wygląd został zachowany. Obwolute ogromnego tomiszcza stanowiła mocno naciągnięta, blada skóra, fragmenty już skruszonych przez czas kości oraz zaschniete ludzkie oczy które tysiąclecia temu, patrzyły uważnie na czytającego, przynajmniej tyle pamiętał. Wiedział o jej istnieniu, jednak w całym swoim życiu zajrzał do niej tylko raz przez przypadek, gdy miał piętnaście lat, lecz nic z tego nie rozumiał. Teraz, czuł ogromną potrzebę sprawdzenia jej zawartości.
Ostrożnie otworzył księgę spoglądając na pożółkłe kartki, zapisane bardzo schludnym i równym pismem. Trudno uwierzyć że ktoś potrafił zapisać wszystko, w ten sam sposób, w różnych odstępach czasu. Pierwsze strony stanowiły skrupulatny opis badań oraz używanych substancji do spotęgowania efektów. Nic wyszukanego, w obecnych czasach istniały o wiele skuteczniejsze substancje. Zmarszczył brwi napotykając zbyt dobrze znane imię Asmodeusz, zapisane wielkimi ozdobnymi literami na samym szczycie strony, czerwonym atramentem strukturą przypominającym krew. Pod imieniem znajdowała się data urodzenia, czternasty kwietnia, rok został celowo rozmazany. Azazel wydał z siebie niekontrolowane prychnięcie pogardy, tyle tysiacleci a on dopiero teraz dowiedział się kiedy jego rodziciel, bo ojcem nie mógł go nazwać, się urodził. Daty śmierci nikt nie zapisał... bo w końcu kto miał to zrobić? Został tylko Azazel, który nie czuł potrzeby zapisywania nic nieznaczącej daty dla równie nieznaczącej osoby.
Kolejne strony zawierały wyszczególnione imiona kobiet a poniżej imiona ich dzieci oraz daty narodzin i śmierci. Co jakiś czas pojawiały się opisy, a w niektórych przypadkach nawet dopiski o specjalnym leczeniu czy dodatkowych substancjach. Niektóre imiona zostały w agresywny sposób skreślone lub otrzymały dopisek "wybrakowany". Asmodeusz miał obsesję na punkcie posiadania "idealnego", w jego mniemaniu, potomka. Mogło to znaczyć tyle iż imiona z dopiskiem "wybrakowany" należały do osób u których dopiero po czasie udało się zdiagnozować braki, na przykład umysłowe. Idąc tym tokiem myślenia, skreślone imiona należały do dzieci z wadami genetycznymi, deformacjami które widać odrazu po urodzeniu. Nie zasługiwały by żyć a co dopiero zostać wpisanym do księgi. W tym momencie, choć bardzo mu to nie odpowiadało, Azazel musiał zgodzić się ze swym rodzicem. Bycie niepełnosprawny automatycznie wykluczało ze społeczeństwa. Nikt czy to zdrowy psychicznie czy chory, nie opiekował by się zdeformowanym dzieckiem które ostatecznie i tak sobie nie poradzi. W Yarnam każdy dbał o swój interes ... ale Asmodeusz nie żył w Yarnam, tylko spokojnej krainie El. Nie było tam wojen, chorób, całego zła i nieszczęścia świata. Cała selekcja to była tylko jego fanaberia, a Yarnam ... to świat stworzony przez jego idealnego syna, taki jaki znał i w jakim czuł się dobrze. Chcąc nie chcąc Azazel stworzył coś, o czym zawsze opowiadał jego rodzic ...
Z zwykłej ciekawości zaczął przerzucać strony szukając konkretnego imienia. System był dość prosty, jednak im nowsze były zapiski tym pojawiało się więcej tekstu. W połowie księgi odnalazł imię kobiety zapisane czerwonym atramentem, wyglądało na poprawione. Przerzucił kilkanaście kartek nim trafił na swoje imię które zostało podkreślone czerwonym atramentem, tak jak w innych przypadkach znajdowała się obok data urodzenia, dwudziesty szósty lipca, jednak brakowało daty śmierci. Tuż pod jego imieniem znajdował się dopisek "W końcu znalazłem ideał". Nic specjalnego... Wrócił do poprzednich stron uważnie studiując każdą datę.

Po bibliotece rozniósł się cichy skrzyp otwieranych drzwi. O tak późnej porze, teoretycznie wszyscy powinni spać i nikt nie powinien mu przeszkadzać. Podniósł spojrzenie znad księgi napotykając jasno szare, wyglądające prawie jak szkło, odpowiedniczki.
- Azazel. - Kobieta zamknęła za sobą drzwi. Białe włosy miała splecione w warkocz sięgający prawie do kostek z którego uciekały niesforne pasma, oklając jej twarz. Ubrana była w ciemno beżowy sweter sięgający do połowy ud oraz czarne rajstopy, do tego obowiązkowo czarne szpilki. Daemon nigdy nie widział jej w obuwiu bez wysokiego obcasu. - Musimy poważnie porozmawiać.
- Serafine, miałaś odpoczywać. - Powiedział bez emocji, uważnie obserwując Aengela. Nie wyglądała na zmęczoną jednak po wskrzeszaniu musiała nabrać sił, oswoić się z ciałem.
- Odpoczywałam kilkanaście lat ...
- I te parę dni nie zrobiły by ci różnicy. - Rzucił beznamietnie co spotkało się z morderczym spojrzeniem żony. Zupełnie nie robiło to na nim wrażenia, można powiedzieć że trochę bawiło. - Piłaś krew?
- Tak ... - Uśmiechnęła się lekko wiedząc że jej mąż właśnie zaczyna klepać standardową formułę występującą prawie przy każdym leczeniu. - Leki i witaminy również wzięłam. - Azazel nieznacznie uniósł brew. - Tak wiem, mam wypić kolejną dawkę leków i krwi za jakąś godzinę. Coś jeszcze?
Daemon nieznacznie skinął głową po czym wrócił do studiowania księgi. Nic się nie zmienił. Kobieta podeszła bliżej by usiąść na jednej z kanap. Jej wzrok krytycznie przesunął się po trumnie pokrytej niezliczoną ilością ksiąg, pergaminów i luźnych kartek, w niektórych miejscach dostrzegła także jakieś zgniecione w kulkę papierki. Nie było sensu upominać męża o porządek, i tak nie posprząta puki nie znajdzie tego czego szuka.
- O czym chciałaś rozmawiać? - Azazel przerwał ciszę swoim wypranym z emocji głosem.
- Wiesz o czym. - Kobieta uważnie obserwowała reakcję męża, bawiąc się srebrnymi pierścionkami które w dużym stopniu zdobiły jej palce, niektóre z nich miały wprawione czarne kryształy. - To nie królowa była zagrożeniem. Nie ona Cię wskrzesiła i nie była nekromantą tak jak myśleliście. - Starała się rozważnie dobierać słowa by nie denerwować Daemona, jednak mimo to brew Azazela nieznacznie drgneła dając znak o jego zdenerwowaniu. Oderwał wzrok od księgi przenosząc go na kobietę. - Popełniłeś błąd...
- Ja nie popełniam błędów. - Rzucił oschle lecz w jego głosie dało się wychwycić mordercze intencje. - Ktoś ewidentnie ze mnie zakpił, a teraz muszę naprawiać tego skutki.
- Rozumiem ... Pewnie już wiesz, ale Ezekiel prawdopodobnie został wskrzeszony tak jak ja. - Azazel milczał pozwalając kobiecie dokończyć myśl. Nie uśmiechała się co było do niej nie podobne, sytuacja była poważna. - Skoro królowa nie była nekromantą i zrobił to ktoś inny, dlaczego nie zaatakował?
- Bo nie miał warunków. - Odparł bez zastanowienia, czym wywołał zdziwienie u Aengela. - Najgorszym możliwym przeciwnikiem dla Ezekiela, jesteś ty. Nawet osłabiona dała byś radę go powstrzymać, nie mówiąc o tym że walka jeden na czterech to nawet jak na niego, słaby pomysł. - Po chwili dodal. - Będzie czekać na lepszą okazję... pytanie, po co?
- Co masz na myśli?
- Przeszukując wspomnienia Sebastiana, dowiedziałem się że ktoś na początku chciał wskrzesić Ciebie. Dla swoich celów? Aby nam przeszkodzić? Nie wiem. - Oparł głowę na załączonych cienistych dłoniach. Dostał tylko szczątkowe informacje. Umysł wampira był tak zniszczony, że ciężko było cokolwiek zrozumieć z jego wspomnień. - Później przyniósł kryształ z duszą Ezekiela ... tylko tyle ... lub aż tyle.
- Czyli nie został wskrzeszony, w końcu do tego potrzeba czegoś więcej niż samej duszy. Prawda?
- Na pewno go ktoś wskrzesił. - Serafine zmarszczyła brwi, zupełnie się pogubiła. Nie znała się na nekromancji tak jak mąż, jednak jakieś podstawowe zasady pamiętała. Zawsze były jakieś wymogi a już szczególnie gdy przywracało się kogoś do życia. - Swego czasu zabiłem pewną ziemianke. W jej sercu znajdował się kryształ, z którego pomocą można wskrzesić dowolną osobę, posiadając jedynie jej duszę. Nie znalazłem go w sali tronowej, bardzo możliwe że ma go nasz przeciwnik.
- Rozumiem ... - Serafine głośno westchneła podnosząc się z swojego miejsca. - Domyślasz się kto nim może być? Może jakiś nekromanta z miasta? Za naszych czasów, było ich mnóstwo...
- To tylko uzurpatorzy... Nie dali by rady ujarzmić mocy kamienia. - Wrócił do poprzedniej pozycji skupiając spojrzenie na imionach i datach w księdze.
- Co to jest? - Aengel podeszła do biurka zerkając na tajemniczą księgę. - Jakiś spis?
- Powiedzmy że to takie specyficzne, drzewo genealogiczne. Pomyślałem że może dziwnym trafem ktoś jeszcze żyje ... Ale to tylko moje przypuszczenia. Narazie nic na to nie wskazuje.
Serafine skineła głową na znak zrozumienia, czego nie mógł zauważyć Daemon, choć znając jego możliwości był tego świadom. Uspokoił się, jednak do poruszenia pozostała jeszcze jedna kwestia która na pewno go zdenerwuje.
- Co z Lau?
Wystarczyło wymówić imię córki by mogła obserwować jak Daemon marszczy gniewnie brwi a cienie stanowiące jego ręce, napinają się. Od wydarzeń w Anor Londor nie mineła doba, a ona nie zobaczyła córki na oczy. Gdy tylko odzyskała przytomność jako żywa istota, Azazela już nie było. To od synów dowiedziała się o całej sytuacji, zabiciu królowej i odebraniu szaleństwa by nie przeszło na nią. A także o tym, że Lau oszalała przez co została zabrana do psychiatryka w Mieście Nieumarłych. Pamiętała niektóre momenty z bycia duchem, jednak przez nagłe wybudzenie,  wydawały się tak odległe że gdyby synowie nie powiedzieli jej o wszystkim, przez jakiś czas żyła by w zupełnej niewiedzy.
- Zablokowałem jej moc i podałem środki uspokajające. - Daemon uciął temat chłodnym i nieznoszacym sprzeciwu tonem.
- Azazel... - Serafine położyła dłoń na cienistej odpowiedniczce, czym skutecznie zwróciła uwagę męża. Wyglądał na o wiele bardziej wypranego z emocji, nawet ona nie potrafiła stwierdzić jak się w tym momencie czuje. Mogła się jedynie domyślać. - Lau jest twoim największym skarbem, wiem o tym ... i wiem że bardziej od jej stanu, martwisz się tym że nie możesz nic zrobić. Nie możesz jej pomóc. - Przełkneła powstałą w gardle gule by móc kontynuować. - Nienawidzisz tego ale musisz pozwolić by ta sytuacja rozwiązała się sama. Musisz czekać. Pamiętaj że Lau jest twoją małą kopią, nie podda się bez walki. Napewno z tego wyjdzie ... Wiem to.
Serafine poczuła ruch pod dłonią a chwilę później zauważyła że Daemon splutł ze sobą ich palce. Nie musiał nic mówić, wiedziała że w ten sposób się z nią zgadza a jej słowa dodały mu otuchy.

Eldarya: Pozory mylą Место, где живут истории. Откройте их для себя