Rozdział 8

1.1K 63 2
                                    

Przez parę dni nic szczególnego się nie działo. Nasza grupa starała się tworzyć jakąś społeczność. Wokół lądownika zaczęto budować ogrodzenie, które miało nas odgrodzić od naszych nowych nieprzyjaciół. Jednak do skończenia tej palisady jeszcze dużo pracy nam pozostało.

Z moim ramieniem było coraz lepiej. Starałam się go nie przeciążać tak jak kazała Clarke. Przez większość czasu i tak siedziałam w lądowniku przy Jasperze. Starałam się robić coś pożytecznego, dlatego właśnie go pilnowałam. Razem ze mną zazwyczaj był tu jeszcze Monty i czasami pojawiała się Octavia. Gdy miałam dość, wymykałam się z obozu i zwiedzałam okolice. Tak mijało mi większość dni.

Spędzanie czasu przy Jasperze ułatwiało mi wiele spraw. Nie musiałam rozmawiać z nikim. Mogłam unikać wszystkich ludzi. Z wyjątkiem tych, którzy również akurat siedzieli przy nieprzytomnym chłopaku. Ale tak się składa, że akurat oni mi nie przeszkadzali. Tak właściwe oni byli jedynymi osobami, które nie patrzyły na mnie z góry. Przy całej reszcie słyszałam tylko szepty. Wystarczyło tylko, że obok nich przechodziłam a już się zaczynało. Bali się mnie. Ale może tak będzie lepiej.

Co do Jaspera. Chłopak dalej się nie obudził. Żył, ale bardzo cierpiał. Jęczał z bólu przez cały dzień i przez całą noc. Dokładnie tak jak w tym momencie. Bardzo jęczał z bólu. Wręcz wył, ale niestety dalej się nie budził.

W tym momencie byłam tu z nim razem z Monty'm i Octavią. Przyszła nawet Clark z Wellsem.

- Koniec tego. – Na górę wszedł Bellamy. – Najwyższa pora skrócić jego cierpienie.

- Bellamy! – Pisnęła Octavia wstając szybko na równe nogi.

- Odbiło ci? – Wells stanął na przeciwko niego.

- Zajdź mi z drogi mały kanclerzu. – Warknął. – On straszy ludzi. Najwyższa pora to skończyć.

- Dopóki jest nadzieja musimy czekać.

- Tu nie chodzi o nadzieje tylko o jaja. Trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. – Dodał, na co przewróciłam oczami.

- Nie zabijesz go. – Warknęłam zastępując mu drogę.

- Bo ty tak powiedziałaś? – Prychnął patrząc na mnie z góry.

- Tak. – Powiedziałam pewnie. – Clarke powiedziała, że go uratuje to znaczy, że go uratuje. Nie po to było to wszystko. Prawie zginęliśmy, żeby go tu przyprowadzić nie po to byś go teraz zabił. Dotarło?

Mierzyliśmy się przez chwilę nienawistnym wzrokiem. Prawda jest taka, że jeśli miałabym stworzyć ranking najbardziej irytujących osób w naszym obozie Murpy na pewno zająłby pierwsze miejsce. Teraz jest jednak duża szansa, że Bellamy byłby tuż za nim.

Odbiło mu to jest pewne. Czy on naprawdę nie rozumie, że prawie zostaliśmy rozszarpani przez pumę. Prawie zginęliśmy, żeby odnaleźć i przyprowadzić Jaspera z powrotem do obozu. Udało nam się tylko, dlatego że mieliśmy dużo szczęścia, a on teraz chce to wszystko zaprzepaścić i tak po prostu zabić chłopaka. Czy on już całkiem zdurniał?

- Jeśli nie poprawi mu się do jutra, sam go zabije. – Warknął, po czym w końcu opuścił pomieszczenie.

- Kretyn... – Warknął Wells

- Sorry Octavio, ale twój brat to idiota. – Mruknął Monty.

Dziewczyna nic nie powiedziała. Przytaknęła tylko głową i usiadła pod ścianą. Co jakiś czas przyglądała mi się z lekkim uśmiechem i dziwnym wzrokiem.

 Co jakiś czas przyglądała mi się z lekkim uśmiechem i dziwnym wzrokiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz