Rozdział 41

870 64 9
                                    

Upewniłam się, że Finn wrócił do środka Arki, po czym skierowałam się do mojego pokoju. Nie musiałam się teraz martwić o chłopaka, bo ten został z Clarke, która obiecała mi, że będzie mieć go na oku, by nie zrobił nic głupiego. Jeśli będzie trzeba, będę chodzić za Finnem krok w krok albo ustalę grafik, by ktoś cały czas z nim był. Nie mogę dopuścić do tego, żeby chłopak się poddał i tak po prostu dał się zabić. Teraz, jednak chce wierzyć w to, że skoro obiecał mi, że się nie podda to tego po prostu nie zrobi.

Prawda jest taka, że nie czułam się najlepiej. Nie chciałam nikogo martwić jeszcze bardziej, dlatego nic nie powiedziałam. Wolałam to zostawić dla siebie. Po tym wszystkim, co się dziś działo mój organizm chyba maił już dość. Moja rana też zaczęła boleć o wiele bardziej. To był powód, przez który wróciłam do pokoju. Musiałam odpocząć, choćby przez chwilę. Nie było potrzeby, by komuś o tym mówić. To nie czas na to. Wszyscy mamy o wiele większe zmartwienia. Moje chwilowe problemu to nic takiego. Chwilę poleżę i wszystko wróci do normy.

Mój odpoczynek został przerwany przez pukanie do drzwi. Od razu po tym jak powiedziałam proszę, drzwi się otworzyły, a w środku pojawił się Bellamy z poważną miną. Chłopak przeskanował pokój uważnym wzrokiem, po czym w końcu zatrzymał się na mnie.

- Wszystko okej? – Zapytał w końcu.

- Tak. – Przytaknęłam szybko głową patrząc w sufit.

- Więc się zbieraj.

- Co? – Spojrzałam na niego zdezorientowana.

- Musimy zabrać stąd Finna. – Wyjaśnił. – Nasi chcą go wydać.

Od razu po tych słowach podniosłam się do siadu, po czym zeskoczyłam z łóżka. Zgarnęłam kurtkę z krzesła i szybko zarzuciłam ją na siebie. Gotowa i zniecierpliwiona przeniosłam wzrok na chłopaka. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść i upewnić się, że Finnowi nic nie jest.

Nie mogę zrozumieć naszych ludzi. Czy oni naprawdę chcą go wydać na pewną śmierć byleby tylko uratować własne tyłki. Prawdopodobnie sprzedaliby nas wszystkich byleby tylko uratować siebie. Ciekawe czy z taką samą łatwością podjęliby też tą decyzję, gdyby chodziło o nich samych albo o ich dziecko.

Bellamy wyciągnął w moim kierunku broń, jednak od razu cofnął rękę, gdy tylko po nią sięgnęłam. Zirytowana podniosłam na niego wzrok. Teraz nie czas na dziecinne zabawy. Albo da mi tą broń albo sama sobie jakąś znajdę. Z resztą sam najpierw mi ją daje, a później zabiera. Co to w ogóle ma być...

- Masz być ostrożna, rozumiesz? – Powiedział zupełnie poważnie, na co skinęłam tylko głową. – Doceń to, że ci mówię. Nie zapominaj o tym, że wciąż masz szwy i nie jesteś jeszcze w pełni sprawna. Mówię ci, bo wiem, że nie odpuścisz. W końcu chodzi o Finna. Po prostu nie chce, by coś ci się stało, jasne?

- Będę uważać. – Powiedziałam spokojnie posyłając mu blady uśmiech. – Mogę już broń?

Chłopak patrzył na mnie jeszcze chwilę uważnym wzrokiem, po czym w końcu mi ją dał.

- Musimy się rozdzielić, dlatego idziemy w trzech grupach. Ty idziesz ze mną. – Wyjaśnił, gdy wyszliśmy z pokoju, na co tylko pokiwałam głową.

Bellamy tak jak już powiedział szedł ze mną. Finn miał iść z Clarke, a ostatnią grupą była Octavia, Raven i Murphy, choć ten ostatni nie wiem dokładnie, do czego był nam potrzebny. Może naprawdę chce zadośćuczynić, co nie zmienia faktu, że mu nie ufam. Najdziwniejsze jest to, że to podobno był pomysł Clarke, by chłopak z nami poszedł. Może ona za szybko zaczęła mu ufać na nowo. W końcu jej nie było w obozie, gdy Murphy próbował zabić Bellamy'ego. Jednak nie zamierzałam tego komentować. Teraz liczy się tylko, by Finn był bezpieczny.

Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz