Rozdział 37

992 76 5
                                    

Otworzyłam gwałtownie oczy biorąc łapczywie powietrze. Zdezorientowana poklepałam się po policzku nie wierząc w to, co się dzieje. Jakim cudem ja żyje, przecież umarłam. Chyba... 

Leżałam na łóżku w jakimś pomieszczeniu. Do moich palców przyczepione były jakieś urządzenia. Nie rozumiem, co się stało. Ostatnie, co pamiętam to Clarke i Anya. To one mnie znalazły. To one ciągnęły mnie ze sobą przez lasy. Jednak wszystko pamiętałam jak przez mgłę.

- Hej. – Usłyszałam obok siebie.

Szybko odwróciłam się w tamtą stronę natrafiając na Clarke. Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki uśmiech. Tuż za nią stała jej mama i jej pomocnik Jackson, a przynajmniej tak się przedstawił.

- Hej. – Odpowiedziałam wciąż lekko zdezorientowana całą tą sytuacją.

- Jak się czujesz? – Zapytał Jackson.

- Jakby ktoś przeszył mnie mieczem i zrzucił z klifu. – Odpowiedziałam szybko.

- Jest sobą. – Mruknęła Clarke uśmiechając się szeroko w moją stronę.

Abby i Jackson po szybkim sprawdzeniu mojego stanu, zostawili mnie samą z Clarke. Dziewczyna przypomniała mi, co się działo od momentu aż mnie znalazły nad rzeką. Dowiedziałam się, że Anya została postrzelona przez naszych ludzi. Nie wiele brakowało, by nasza dwójka też skończyły w taki sposób. Z tego, co mówiła podobno przeszłam poważną operację. To w sumie nie jest takie dziwne skoro miałam dziurę w brzuchu po mieczu i spadłam z klifu. Bardziej dziwi mnie fakt, że w ogóle przeżyłam. Patrząc na wszystkie obrażenia, których się nabawiłam przez ostatni czas powinnam być już dawno martwa.

Opowiedziałam jej o tym, co się działo ze mną po wybuchu, o tym jak zostałam zabrana przez jednego z Ziemiana, o tym jak trafiłam do jego wioski. Blondynka słuchała uważnie tego, co mówię, po czym też opowiedziała mi w skrócie, co się działo z nią i resztą naszych ludzi.

Jak się okazało zostali zabrani do Mount Weather, gdzie żyją inni ludzie. Różnią się od nas jednak tym, że nie mogą wychodzić na zewnątrz. Nie byli odporni na promieniowania. Ich wyjście wiązało się z natychmiastową śmiercią. Jak się można było spodziewać nie byli dobrymi ludźmi. Omamili naszych ciepłem, jedzeniem, nowymi ubraniami i sztucznym poczuciem bezpieczeństwa, ale tak naprawdę jest i to bardzo niebezpieczne miejsce. Clarke próbowała uświadomić to naszym, ale nie chcieli jej słuchać. Właśnie, dlatego uciekła stamtąd zabierając ze sobą Anye. Podobno Ziemianie są przetrzymywani w klatkach, skąd później są zabierani i zabijani. Zabierają im całą krew do leczenia ich ludzi. To straszne. Nie rozumiem jak Jasper, Monty i cała reszta dali się tak łatwo zmanipulować.

- A co z Finnem, Bellamy'm i Octavią? Też tam byli?

- Nie. – Pokręciła przecząco głową. – Ale pamiętaj, że Octavia została zabrana przez Lincolna zanim wszystko się zaczęło. Na pewno nic jej nie jest.

- Tak. – Przytaknęłam smutno głową. – Ale tego samego nie możemy powiedzieć o Finnie i Bellamy'm.

Dziewczyna nic więcej nie powiedziała tylko przytaknęła głową ze zrozumieniem. Ona martwiła się tak samo jak ja. W końcu kochała Finna, a Bellamy był dla niej, również bardzo ważny. Byli przyjaciółmi. Może odrobinę dziwnymi, ale nimi byli. W końcu oboje dowodzili naszym obozem. Byli przywódcami i może różnili się od siebie, ale zawsze mogli na siebie liczyć.

W pewnym momencie usłyszeliśmy duże poruszenie na zewnątrz. Coś było nie tak. W mojej głowie pojawiły się od razu same czarne myśli. Czy to znowu Ziemianie, czyżby tak szybko szykowała się kolejna wojna. Nawet nie zdążyłam w pełni wyzdrowieć, a znowu będziemy zmuszeni walczyć.

Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz