Rozdział 32

975 62 0
                                    

Miałam wyjść już z namiotu chłopak, gdy przypomniałam sobie o jednej dość istotnej sprawie. Zatrzymałam się w miejscu i odwróciłam się w jego stronę. Bellamy w ostatniej chwili zdążył się zatrzymać, by nie wpaść na mnie. Zrobił dwa kroki do tyłu, po czym spojrzał na mnie zdezorientowany.

- Kto ma mój pistolet? – Uniosłam jedną brew do góry. – Potrzebuje broni.

- I tak nie dasz rady strzelać. – Powiedział obojętnie.

- A to niby, dlaczego? – Prychnęłam zirytowana. – Jestem dobrym strzelcem.

- Przecież nie twierdze, że nie jesteś. Nawet tego nie powiedziałem. – Chłopak przewrócił oczami. - Ale twoje ramię...

- Wciąż jestem lepszym strzelcem niż większość z nich. – Przerwałam mu będąc coraz bardziej zirytowana. – Nawet z bandażem na ramieniu poradzę sobie lepiej, więc zapytam ostatni raz, gdzie jest moja broń.

Bellamy patrzył na mnie w milczeniu, gdy ja mierzyłam go wściekłym wzrokiem. Szykuje się wojna, a mi zabrali broń. Może i unikniemy wojny odchodząc stąd, ale nawet uciekając musimy być ostrożni. Ziemianie znają te lasy o wiele lepiej niż my. Musimy być w stanie się bronić, a do tego potrzebuje mieć broń.

Chłopak westchnął zrezygnowany, po czym sięgnął do swojej tylnej kieszeni.

- Masz. – Podał mi broń, którą od razu zabrałam. – Ale obiecaj, że będziesz na siebie uważać.

- Jasne. – Powiedziałam chowając pistolet.

Jednak ta odpowiedź go nie usatysfakcjonowała. Już po chwili podniósł mój podbródek tak bym na niego spojrzała.

- Mówię poważnie Tori. – Powiedział intensywnie patrząc mi w oczy. – To nie jest zabawa.

- Przecież wiem. – Burknęłam pod nosem. – Będę uważać, a teraz chodźmy. My też powinniśmy zacząć się pakować.

Spakowana postanowiłam dołączyć do Clarke

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Spakowana postanowiłam dołączyć do Clarke. Razem z dziewczyną stanęłyśmy nad grobami naszych poległych ludzi. Po chwili dołączył do nas nawet Bellamy.

- Osiemnaście grobów. – Odparła w pewnym momencie Clarke.

To prawda... Odkąd tu jesteśmy straciliśmy osiemnastu naszych ludzi. Każdego w zupełnie różnych okolicznościach, choć większość z nich i tak zginęła przez Ziemian. Osiemnaście ludzi. Jednak większość z nas wciąż żyje, choć pewnie nasi ludzie zsyłając nas na Ziemie myśleli, że nie przetrwamy dłużej niż jeden dzień. Ziemianie pewnie też spodziewali się, że uda im się nas szybciej pozbyć. A jednak mimo to większość z nas wciąż żyje. Jesteśmy tu i żyjemy. Oby tak zostało.

- Osiemdziesięciu czterech żywych. – Poprawiłam ją. – A myślałam, że to ja jestem pesymistą. - Mruknęłam pod nosem na co chłopak stojący obok parsknął śmiechem.

Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz