Rozdział 46

818 59 3
                                    

To już kolejna noc, w której nie mogłam zasnąć. To było po prostu niewykonalne. Zbyt dużo rzeczy miałam teraz na głowie. Zbyt wiele zmartwień. Na samym początku przewracałam się z boku na bok z nadzieją, że w końcu zasnę. Jednak dość szybko się poddałam czując, że to nie ma najmniejszego sensu.

Skierowałam się do łazienki, by wziąć prysznic. Gotowa związałam włosy, po czym weszłam do pokoju. Założyłam buty i zarzuciłam na siebie bluzę. Nie przejmowałam się tym, że jest środek nocy. W tym momencie nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Opuściłam statek i skierowałam się do wyjścia z obozu. Chyba jeszcze nigdy nie słyszałam, by było tu aż tak cicho. Na zewnątrz nie było nikogo oprócz nocnych strażników, którzy akurat pełnili wartę.

- Gdzie ty się niby wybierasz? – Przede mną pojawił się właśnie jeden ze strażników, gdy już miałam opuścić obóz.

- Nocny spacer. – Wzruszyłam obojętnie ramionami.

- Nikt nie opuszcza obozu.

- A to niby, dlaczego? – Prychnęłam unosząc jedną brew do góry. – Co takiego może mi się tam stać? Podobno mamy rozejm z Ziemianami, więc nie zabiją mnie.

- Nie wyjdziesz. – Powtórzył stanowczo.

Przewróciłam tylko oczami na jego słowa, po czym chciałam go wyminąć, by mimo wszystko stąd wyjść. Nie obchodzi mnie to, co mówi ten człowiek. Nie jesteśmy już na Arce. Zbyt wiele się zmieniło, by rozkazy tych ludzi mnie ruszały. Mężczyzna jednak szybko złapał mnie za ramie nie pozwalając mi na kolejny krok.

- Posłuchaj mnie uważnie ty...

- Ja się tym zajmę. – Ktoś przerwał mi zanim powiedziałam o słowo za dużo.

Strażnik od razu po zobaczeniu, kto za mną stoi przytaknął głową i wrócił na swoje poprzednie stanowisko.

- Panno Reed przejdźmy się. – Usłyszałam za plecami. – Z chęcią zamienię z tobą parę słów.

Niechętnie odwróciłam się w jego stronę. Do tej pory starałam się unikać go, jak ognia. Nie chciałam być nawet w jego pobliżu, a tu proszę nagle się pojawia. Chce wyjść z obozu w środku nocy i nagle pojawia się nie kto inny jak Jaha. Nasz jakże wspaniały na cale szczęście już były kanclerz.

- Nie wydaje mi się żebyśmy mieli o czym rozmawiać. – Rzuciłam kpiąco.

- A jednak nalegam.

Niechętnie, ale w końcu za nim poszłam. Podświadomie czułam, że nie jest to dobry pomysł. W końcu z interakcji z tym człowiekiem nigdy nie wychodzi nic dobrego.

- Z roku na rok jesteś coraz bardziej podobna do matki. – Odezwał się w pewnym momencie.

- Do matki, którą pan zabił. Tak, wiem.

- Z charakteru jesteś, jednak o wiele bardziej porywcza niż ona kiedykolwiek była.

- Tak, tak wykapany tatuś. – Burknęłam pod nosem. – Coś jeszcze ma pan mądrego do powiedzenia, bo ta konwersacja mnie tak znudziła, że tym razem będę już w stanie bez problemu zasnąć.

- Pamiętam, jak będąc na Arce ty i ten chłopak wszędzie chodziliście razem. Byliście nierozłączni.

Nie trudno było się domyśleć do kogo w tym momencie nawiązywał. To tylko zirytowało mnie jeszcze bardziej. Kto, jak kto ale on jest ostatnią osobą, z którą chce rozmawiać o Finnie... Martwym Finnie.

- Tak byliśmy. – Warknęłam. – Do momentu aż mnie pan nie zamknął w więzieniu, a później też i jego.

- Wiem, że cierpisz po jego stracie. Gdy dowiedziałem się o Wellsie, mój świat się rozpadł. Ty pewnie czujesz się podobnie. Oboje straciliśmy ostatnich członków naszych rodzin. Wiem doskonale jak się czujesz. Jeśli mogę ci coś doradzić to na pewno to, że musisz znaleźć cel w życiu, do którego będziesz dążyć.

Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz