Rozdział 9

1K 66 6
                                    

Oddaliłam się od nich nie mając ochoty na rozmowy. Naprawdę ostatnie o czym teraz chce słuchać to, to jak bardzo nieodpowiedzialna jestem. Właśnie, dlatego usiadłam pod ścianą jaskini i po prostu patrzyłam przed siebie. Będąc tu w tej jaskini bez możliwości wyjścia na nowo czułam się jakbym była na Arce. Znowu byłam zamknięta w mojej celi. Nienawidziłam tego uczucia. Czułam się bezsilna. Wręcz chciało mi się płakać, ale nie mogłam tego zrobić. Nie teraz, kiedy nie jestem tu sama.

Niestety z każdą kolejną chwilą robiło się też coraz zimniej, a ja żałowałam, że z obozu nie zabrałam ze sobą mojej kurtki. Wychodząc z lądownika zapomniałam o niej i teraz zamiast ogrzewać mnie, grzeje jakiś fotel. Tak właściwe nawet nie wiemy, kiedy będziemy mogli w końcu stąd wyjść. Nie mieliśmy pojęcia jak długo ta mgła może się utrzymywać, a co ważniejsze jak często się pojawia. To może być dość istotna informacja.

Najgorsza była świadomość, że siedzimy tu zamknięci. Nie wiedzieliśmy nic co działo się poza jaskinią. A tak bardzo chciałam wiedzieć jak daleko ta mgła się rozprzestrzeniła. Czy dotarła do obozu, a jeśli tak czy nasi ludzie zdążyli się przed nią uchronić. Martwiło mnie, co może się wydarzyć, gdy już stąd wyjdziemy. Co zrobimy, jeśli po dotarciu do obozu zobaczymy 98 zwłok?

Mimowolnie wzdrygnęłam się zaskoczona, gdy poczułam jak coś opada na moje ramiona. Myślami odpłynęłam zbyt daleko by zauważyć, że ktoś do mnie podszedł.

Podniosłam wzrok do góry od razu zauważając Bellamy'ego, który na moją reakcje uśmiechnął się pod nosem. Dopiero po chwili zirytowałam się, że chłopak położył swoją kurtkę na moich ramionach.

- Nie jest mi zimno. – Warknęłam.

- Jasne. – Prychnął pod nosem siadając obok mnie. – Nie powinnaś się od nas oddalać.

- Bo ty tak powiedziałeś? – Tym razem to ja prychnęłam.

- Tak. – Odparł niewzruszony moim wrogim nastawieniem.

- Na Arce był już jeden kanclerz. Tu na Ziemi nie zamierzam słuchać kolejnego.

- Czy ty naprawdę porównujesz mnie do kanclerza? – Spojrzał na mnie jakby niedowierzając, że naprawdę to powiedziałam.

- Nie znam cię. – Wzruszyłam obojętnie ramionami. – Ale osobie, która chce rządzić prędzej czy później i tak odbija, więc jesteś już na dobrej drodze.

- Skąd ta pewność? – Zapytał zainteresowany.

- Widziałam to.- Odparłam cicho patrząc przed siebie. – Z resztą... - Powiedziałam szybko czując na sobie jego zaciekawiony wzrok. – Znasz chyba Jahe. Nie musze uświadamiać ci, że miał nie po kolei w głowie. – Dodałam, na co chłopak się krótko zaśmiał.

Jeśli istnieje jakaś osoba, która irytuje mnie bardziej niż John Murphy to zdecydowanie jest to nas kanclerz albo raczej były kanclerz. W końcu ciężko uważać jakiegoś człowiek żyjącego w kosmosie za kogoś, kto ma prawo rządzić nami tu na Ziemi.

- Po co tu siedzisz? – Zapytałam po chwili, gdy brunet wciąż siedział obok mnie. – Nie boisz się, że ciebie też postanowię zabić? – Prychnęłam patrząc w sufit jaskini.

- Jakoś się ciebie nie boję. – Zlustrował mnie uważnie wzrokiem. – Jesteś drobniejsza i mniejsza, a jestem od ciebie zdecydowanie silniejszy. Myślę, że bym sobie poradził. Poza tym to ja mam broń. – Dodał ciszej z wymownym uśmiechem.

- Ja za to posiadam o wiele więcej sprytu, więc nie bądź taki pewny siebie.

- Gdybym był Murphy zacząłbym krzyczeć, że mi grozisz. – Spojrzał na mnie rozbawiony.

Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz