Rozdział 34

904 66 3
                                    

Krzyki, wybuch, krew...

Gwałtownie otworzyłam oczy. W uszach wciąż słyszałam krzyki i hałas spowodowany wybuchem. Czułam mocne pulsowanie w głowie, dosłownie tak jakby miała już za chwilę sama eksplodować.

No cóż, ale przynajmniej wniosek z tego jest jeden. Wciąż żyję. Nie umarłam. Najlepszym tego dowodem jest ból, który odczuwam. Okropny, przeraźliwy ból, który czuje w całym moim ciele.

Szybko, jednak zorientowałam się, że coś jest nie tak. Moje ręce były związane, a ja znajdowałam się na czymś, co się poruszało. Chwila przecież to zwierzę. Byłam na koniu. Mój wzrok był niewyraźny, jednak zauważyłam jakąś postać idącą z przodu. Cudownie... Nie do końca jeszcze wiem, co tu się dzieje, ale na pewno muszę się stąd wyrwać możliwe, jak najszybciej.

Chciałam pomału zeskoczyć na ziemie, jednak moje związane ręce, obolało ciało i szum w głowie niespecjalnie mi w tym pomagało. Zamiast cicho zeskoczyć i uciec to spadłam na ziemię z hukiem. Nie wyszło tak dyskretnie jakbym mogła sobie tego życzyć. Mężczyzna od razu odwrócił się w moją stronę.

- Hej? – Odparłam głupio.

Ten jednak mi nie odpowiedział. Zamiast tego ruszył w moją stronę z kamienną miną. Był jednym z Ziemian. Był wysoki i dość napakowany. Na jego twarzy znajdowały się charakterystyczne dla nich symbole wojenne. Zauważyłam, że na plecach ma przewieszone dwa miecz, a mniejsze sztylety znajdowały się przy pasku, który miał przy biodrach. Czy ja naprawdę musiałam zostać porwana akurat przez tak dobrze uzbrojonego człowieka? Ciekawe, którą z tych broni postanowi zakończyć moje życie.

- Kim ty jesteś? – Zapytałam, gdy ten zmusił mnie bym wstała i poprawił sznury na moich nadgarstkach.

Ponownie nie uzyskałam odpowiedzi. Mężczyzna tylko odwrócił się i pociągnął mnie za sobą bym też się ruszyła. Westchnęła zirytowana. Jestem jak pies uwiązany na smyczy albo raczej zwierzę prowadzone prosto na rzeź. To drugie chyba bardziej pasuje w obecnej sytuacji. Nawet swojego konia nie ma na sznurku, a ja podobno jestem człowiekiem. Podobno...

- Gdzie idziemy? – Zapytałam po chwili, jednak jak zwykle nie uzyskałam odpowiedzi. – Jeśli planujesz mnie zabić to możesz zrobić to od razu, a nie ciągnąć mnie nie wiadomo gdzie. Serio nie potrzebuję ładnego miejsca na śmierć. Tu też może być.

Może jest głuchy, a może nie zna angielskiego. Denerwuje mnie to, że idziemy, a ja nie wiem, co się dzieje. Po co mnie gdzieś ciągnie? Równie dobrze może zabić mnie tutaj, bo raczej wątpię, że czeka mnie coś innego. Ewentualnie najpierw tortury, a dopiero później śmierć. Dziś nie mam nastroju na tortury. Już wystarczająco mnie wszystko boli. Jeśli moje życie ma się zakończyć to niech to się stanie już teraz, bo im dłużej będziemy iść, tym dłużej będę o tym myśleć i się martwić.

- Hej! Głuchy jesteś. Mówię do ciebie.

Ten w końcu zatrzymał się w miejscu i odwrócił się w moją stronę z kamienną miną.

- Chce wiedzieć, gdzie...

Nie byłam w stanie, jednak dokończyć, bo dostałam prosto w twarz, przez co ponownie znalazłam się na ziemi. Mężczyzna zmierzył mnie kpiącym wzrokiem, po czym ruszył dalej ciągnąc mnie za sobą. Nie miałam wyboru musiałam szybko wstać. Nie mogłam myśleć o tym, że mnie boli, bo ten i tak się nie zatrzyma.

Może nie powinnam go prowokować, ale prawda jest taka, że i tak czuję się, jakby moje życie się już skończyło. Zaczęło mi za bardzo zależeć i to był błąd. Straciłam wszystko. Dosłowni wszystko, co miałam. Odebrano mi wszystkich, na których mi zależało. Octavia jest gdzieś z Lincolnem. Z naszymi ludźmi w obozie nie mam pojęcia, co się teraz dzieje. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że Bellamy i Finn nie żyją.

Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz