Rozdział 66

575 51 3
                                    

Wiedziałam co musze zrobić. Miałam zadanie do wykonania i co ważniejsze musiałam wypełnić je z pozytywnym skutkiem. Wiem ile ode mnie w tym momencie zależy. W końcu, jeśli nie uda mi się dostać do środka, wszyscy nasi ludzie zginą. Czy czuje ogromną odpowiedzialność i presję? Nie, skądże.

Weszłam do zbrojowni pewnym siebie krokiem. Może, jeśli będę zachowywać się jakbym była pewna siebie to mój mózg w końcu to zaakceptuje i nie będę musiała już dłużej tego udawać, bo po prostu tak będzie. W środku znajdowali się wszyscy poza Travisem i Bellamy'm. Nic nie mówiąc skierowałam się do szafek z bronią, by wybrać odpowiednie narzędzia, które przydadzą mi się do tej podróży. W skupieniu dobierałam najodpowiedniejszą broń. Wszystko jest tu istotne. Każdy najmniejszy wybór może mieć w przyszłości ogromne znaczenie.

Przy pasku przymocowałam dwa sztylety. Jeden większy, drugi mniejszy. Do torby schowałam większą broń. Ona przyda się przed samym wejściem do stolicy, by mieć lepszy widok na okolice. Na koniec za plecy schowałam swoją maczetę, bo bez niej nigdzie bym się nie ruszyła.

- Wyglądasz jak prawdziwy zabójca. – Rzucił Murphy siedząc na stole.

- Przymknij się. – Warknęła na niego Harper. – Uważaj na siebie. – Tym razem zwróciła się do mnie kładąc rękę na moim ramieniu.

- Masz wrócić w jednym kawałku. – Dodał Miller podchodząc bliżej razem z Brayan'em.

- Jezu nie dramatyzujcie aż tak. – Przewróciłam oczami.

Octavia, która do tej pory siedziała pod ścianą nie mówiąc absolutnie nic, podeszła do mnie szybkim krokiem rzucając mi się na szyje, by mnie przytulić. Praktycznie od razu odwzajemniłam jej uścisk. Za nią będę naprawdę tęsknić.

- May we meet again. – Wyszeptała w moje włosy. – Kocham cię.

- Ja ciebie też. – Odpowiedziałam odsuwając się od niej, gdy zauważyłam, że Travis z Bellamy'm właśnie do nas dołączyli.

- Gotowy? – Zapytałam patrząc na Travisa, na co ten tylko przytaknął głową.

Omiotłam wszystkich w pomieszczeniu po raz ostatni wzrokiem. To zabawne, jak większość z nas dużo już razem przeszła. Poza Roanem, Travisem i Emorii, my wszyscy byliśmy tu razem dosłownie od samego początku. Wtedy byliśmy zupełnie obcymi sobie ludźmi, a teraz nie mam bliższych osób niż oni. Wspólnie poznawaliśmy i uczyliśmy się zasad życia na Ziemi. Przeżyliśmy już dwie wojny i tą też powinniśmy. Każda poprzednia bitwa, jednak przyniosła pewne straty w naszych szeregach. Straciliśmy już wielu naszych przyjaciół i bliskich. Prawda jest niestety taka, że może to być ostatni raz, gdy stoimy tu wszyscy razem żywi.

- No to, co? – Spojrzałam po nich wszystkich z bladym uśmiechem. – Widzimy się w Polis?

- Będziemy na czas. – Powiedziała do mnie Clarke.

- Wiem. – Przytaknęłam, po czym przeniosłam wzrok na Travisa. – Powinniśmy już...

- Możemy jeszcze porozmawiać? – Zapytał Bellamy przerywając mi.

- Powinniśmy już... – Zaczęłam, jednak szybko urwałam, gdy nasze oczy mnie spotkały. – Okej. – Przytaknęłam.

- Będę czekał na ciebie przy bramie. – Poinformował mnie Travis, na co skinęłam tylko głową.

Na początku nie chciałam rozmawiać z Bellamy'm. W końcu nie powinnam sobie teraz pozwalać na zbędne rozproszenia, a Bellamy Blake niestety jest osobą, której łatwo przychodzi rozproszenie mojej uwagi. Mimo wszystko patrząc na okoliczności wypada mu poświęcić, choć drobną chwilę. Prawda jest niestety taka, że możemy się już więcej nie spotkać.

Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz