Rozdział 53

802 58 4
                                    

6 miesiące później

W naszym obozie powoli uczyliśmy się żyć na nowo. Każdego dnia udoskonalaliśmy naszą społeczność. Na początku nie było łatwo. W końcu tak wiele w tak krótkim czasie się zmieniało. Tak właściwe to praktycznie wszystko się zmieniło. Ostatnim razem, gdy byliśmy wszyscy razem było to jeszcze za czasów Arki. Tam od wielu lat cały system był z góry zaplanowany. Później my zostaliśmy wysłani na Ziemie, gdzie wszystko było zupełnie nowe, a my, jako banda kryminalistów byliśmy zdani sami na siebie. Musieliśmy radzić sobie zupełnie nową rzeczywistością. Teraz ludzie z Arki, również tu przylecieli i całkowicie przejęli dowodzenie. Nie będę ukrywać, że na początku było to dziwne, a wręcz denerwujące, jednak z każdym kolejnym dniem jest coraz lepiej. Spadła z nas odpowiedzialność podejmowania wszystkich trudnych decyzji. Dopiero po czasie zrozumiałam jak bardzo było nam to potrzebne. Było to wręcz uwalniające.

Abby wciąż była kanclerzem, a Kane jej najważniejszym doradczą. Ich duet na pewno był o wiele lepszy niż Jaha na Arce. Jeśli jednak chodzi o nas myślę, że mogę powiedzieć, że zostaliśmy strażnikami. Jeździliśmy wspólnie na patrole. Zazwyczaj mieliśmy stały skład na wypady poza ogrodzenie. Octavia, Bellamy i ja. Często z nami jeździł też Monty, Jasper i Raven. Uczestnictwo Jasper w dużej mierze zależne był od stanu trzeźwości chłopaka. Raven nie zawsze pozwalało na to zdrowie, ale gdy już jeździła, była naszym kierowcą. Nie wyobrażam sobie jeździć poza bramy obozu z kimkolwiek innym niż z nim.

Mogliśmy bez problemów poruszać się lasami. Nie musieliśmy obawiać się Ziemian. Mimo tego, że Lexa nas zdradziła, rozejm między nami wciąż obowiązywał. Dziewczyna go nie odwołała, a to czyniło nas sojuszników.

Clarke nie wróciła do obozu, ale jakoś nad tym nie ubolewałam. Na pewno było mi żal jej matki. Kobieta nawet nie dostała okazji, by się z nią pożegnać. Blondynka nie powiedziała jej ani słowa o tym, że zamierza odejść. Zniknęła bez słowa. Nie mogłam pojąć tego jak mogła zrobić coś takiego własnej matce, ale przyzwyczaiłam się już do tego, że nie rozumiem większości decyzji tej dziewczyny.

Abby poprosiła nas by podczas patrolów szukać śladów dziewczyny. Nie zależało mi na jej powrocie jakoś szczególnie, ale też nie byłam temu przeciwna. Prawda jest taka, że było mi to zupełnie obojętne. Zgodziłam się na jej prośbę. W końcu Abby na tym naprawdę na tym zależało, ale nie to było dla mnie najważniejsze. Wiedziałam, że Bellamy też chce ją odnaleźć. Nic nie mówił, ale martwił się o nią. W końcu byli przyjaciółmi, a to jestem wstanie naprawdę zrozumieć.

- Wiesz, że dziś jedziemy na patrol. – Odezwał się Bellamy.

Chłopak od dłuższego czasu bawił się moimi włosami nic nie mówiąc. Prawdopodobnie myślał, że śpię i nie chciał mnie budzić. Prawda była taka, że nie spałam, ale w milczeniu rozkoszowałam się tą chwilą.

- Mhm... – Mruknęłam tylko w jego szyje, na co ten cicho się zaśmiał.

- Powinniśmy wstać.

- Pięć minut. – Poprosiłam.

To nie tak, że chciało mi się jakoś szczególnie spać. Prawda jest taka, że od dłuższego czasu nie spałam zbyt długo. Każdej nocy było dokładnie tak samo. Po prostu nie mogłam spać. Miałam problemy, by normalnie spać przez całą noc, ale to nie było takie istotne. Teraz nie chciało mi się wstawać, bo tak było mi po prostu wygodnie. Będąc tu z nim nie potrzebowałam niczego i nikogo innego. Miałam wszystko, czego potrzebowałam.

Przez te miesiąc Bellamy był moim największym wsparciem. Stał się moim najlepszym przyjacielem i osobą, której ufałam bezgranicznie. Przy nimi zapominałam o wszystkich złych wspomnieniach. Z nim wszystko było zupełnie inne. Byłam po prostu szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa i zakochana. 

Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz