Rozdział 17

1K 61 3
                                    

Clarke wróciła do obozu, by zebrać większą ilość osób potrzebną do poszukiwań. Gdy wrócili, dużą grupą przeczesywaliśmy rzekę, do której Bellamy podobno wrzucił radio.

Martwiło mnie to, że radio przez tyle czasu było w wodzie. Mamy naprawdę mało czas. Dziś wieczorem ma odbyć się egzekucja na Arce, a radio z każdą chwilą przemaka coraz bardziej. Nie zdążymy na czas, jeśli nie znajdziemy radia i nie uda nam się go w porę wysuszyć.

Zauważyłam, że Bellamy siedział na brzegu nie pomagając w poszukiwaniach. Strasznie mnie to zirytowało. Jakby nie patrzeć całe te poszukiwania prowadzone są przez niego. To jego wina. To on wyrzucił radio do rzeki. Prawda jest taka, że nie wiedział o tym, co nastąpi. Nie miał pojęcia, że dziś zginą niewinne osoby, ale to nie zmienia faktu, że teraz powinien nam pomagać. Jemu szczególnie powinno na tym zależeć.

Zirytowana ruszyłam w stronę chłopaka. Zatrzymałam się dopiero stając  na przeciwko blisko niego.

- A ty, co? Boisz się zmoczyć? – Założyłam ręce na biodrach. – Bierz się do roboty. – Ochlapałam go wodą.

- Mówiłem już, że to bezsensu. – Przewrócił oczami.

- To, że tak mówiłeś to nie znaczy, że tak jest. – Tym razem to ja przewróciłam oczami. – Bellamy zginą ludzie. Niewinne osoby. Tam są dzieci. – Kontynuowałam, gdy ten w dalszym ciągu się nie odzywał. – Pomysł, choć przez chwilę, co byś zrobił gdyby była tam Octavia. Jeśli się z nimi nie skontaktujemy zginą ludzie... Niewinni ludzie i przede wszystkim twoi ludzie. Dobra jak chcesz. - Mruknęłam zirytowana, gdy zorientowałam się, że moje słowa w ogóle go nie obchodzą.

Odwróciłam się nie zwracając na niego dłużej uwagi. Za bardzo jego olewacze podejście mnie irytowało. Jak może do tego tak podchodzić? Naprawdę tego nie rozumiałam. Ludzie umrą. Nie trudno się domyślić, kogo poświeci kanclerz. Na pewno nie elitę tylko najbiedniejszych ludzi. Robotników. Znając kanclerza nie będzie zwracał uwagi na to czy są tam dzieci czy nie. Zabije wszystkich bez wyjątku.

Praktycznie od razu poślizgnęłam się na kamieniu, którego nie zauważyłam, przez co całkowicie straciłam równowagę. Byłam gotowa na wylądowanie w wodzie i znając moje szczęście uderzanie w jakiś kamień głową, gdy poczułam jak ktoś w ostatniej chwili mnie łapie. Zdezorientowana otworzyłam oczy i od razu zauważyłam wpatrujące się we mnie uważnie orzechowy oczy Bellamy'ego.

- Ja... – Zaczęłam zdezorientowana. – Dzięki.

- Powinnaś bardziej uważać. – Odezwał się spokojnie wciąż mnie nie puszczając.

Chłopak pomógł mi wstać, jednak wciąż trzymał mnie mocno blisko siebie. Nie zabrał rąk z mojej tali. Wpatrywaliśmy się w siebie uważnie. Coś po prostu nie pozwalało mi od niego oderwać wzroku. W milczeniu analizowałam każdy detal jego twarzy. Nie wiem, co się ze mną działo, ale czułam się jak w transie. To chore...

- Znalazłem! – Krzyknął ktoś, przez co w końcu wróciłam na ziemie.

W końcu oboje oderwaliśmy od siebie wzrok. Potrząsnęłam głową chcąc opanować emocję. Chłopak zabrał swoje ręce odwracając ode mnie wzrok. W milczeniu ruszyliśmy do reszty. Żadne z nas nie skomentowało tego, co się wydarzyło. Z resztą to nieistotne. Nic takiego się nie stało. Tylko mi pomógł. Dzięki niemu nie nabawiłam się guza, bądź wstrząsu mózgu. Nic więcej.

 Nic więcej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz