Rozdział 45

889 57 17
                                    

Sytuacja z Bellamy skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy zupełnie przez przypadek dowiedziałam się, że chłopak już wcześniej rozmawiałam na ten pójścia do Mount Weather z Clarke. Nie przeszkadzało mi to, że rozmawiał o tym z dziewczyną. Chodziło o coś zupełnie innego. To prawda, że sam pomysł był jego, jednak jak się okazało zrezygnował z niego, gdy tylko Clarke poprosiła go by został. Jednak nasza wspaniała księżniczka chyba przemyślała sprawę jeszcze raz i stwierdziła, że poświęcenie kolejnej z naszych osób, nie jest takie straszne i kazała mu pójść.

Byłam wściekła. Naprawdę wściekła i odrobinę może nawet zawiedziona. Jedno jej słowo wystarczyło, by zmienił zdanie. Gdy ja proszę go żeby został to ma to kompletnie gdzieś. W ogóle nie obchodzi go to, co czuje. Do tej pory myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Naprawdę myślałam, że mu na mnie zależy. No cóż widocznie się pomyliłam. Chyba wcale nie jesteśmy takimi dobrymi przyjaciółmi, jak mi się wydawało.

Nie wiem, jaki dokładnie był plan Bellamy'ego. Byłam zbyt wściekła by zapytać o cokolwiek. Prawda jest taka, że nie chciałam wiedzieć. W końcu to i tak nic nie zmieni. Jedne, o czym wiedziałam to, że Lincoln miał go jakoś wprowadzić do środka.

Obserwowałam poruszenie w tymczasowym obozie. Ludzie szykowali się do drogi. Mieliśmy opuścić wioskę jeszcze tego dnia. My mieliśmy wrócić do naszego obozu, a Ziemianie mieli rozbić swój wojenny obóz niedaleko nas. W tym samym czasie Lincoln z Bellamy'm mieli udać się do gór.

Właśnie o wilku mowa... Bellamy pojawił się tuż przede mną ze zbolałą miną. Od razu, gdy go zauważyłam, chciałam odejść nic nie mówiąc, ale ten w ostatniej chwili zastąpił mi ponownie drogę.

- Nie chce się tak z tobą żegnać. – Odparł zrezygnowany.

- Więc zostań. – Wzruszyłam ramionami. – Wtedy nie będziesz musiał się żegnać z nikim.

- Wiesz, że musze tam iść.

- Bo Clarke tak chciała. – Prychnęłam nawet na niego nie patrząc.

- Nie, bo ja tak chciałem. To był mój pomysł. – Powiedział uparcie.

- Wystarczyło jedno jej słowo i powiedziałeś, że nie pójdziesz i znowu wystarczyło jej słowo i jednak postanowiłeś pójść. – Przewróciłam oczami.

- Zrozum, że musze to zrobić. To może być nasza jedyna nadzieja na wyciągnąć naszych. To moi ludzie Victoria. Jestem za nich odpowiedzialny.

- Okej, więc powodzenia. – Rzuciłam obojętnie.

- Tori posłuchaj mnie przez chwile. – Chłopak złapał mnie za rękę, a drugą ręką podniósł mój podbródek tak bym na niego spojrzała. – Nie chce się z tobą kłócić. Naprawdę mi na tobie zależy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Posłuchaj Victoria... Ja...

- Lincoln na ciebie czeka. – Warknęłam przerywając mu, po czym wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i odeszłam w swoja stronę nie zwracając już na niego najmniejszej uwagi.

Nie chce go słuchać. Nie chce słyszeć tych żałosnych tłumaczeń. Niech idzie. Nie zamierzam go powstrzymywać. Cokolwiek ma mi do powiedzenia niech lepiej przekaże to Clarke. W końcu z jej zdaniem liczy się o wiele bardziej. Najpierw Finn mnie zostawił, a teraz on. Nie będę się z nim żegnać. Nie mam zamiaru się już z nikim więcej żegnać, a tym bardziej po nikim więcej płakać. Nieważne, co powiem i co zrobię, Bellamy nie zmieni zdania. Chce zostać kolejnym męczennikiem, więc proszę bardzo. Nie będę go zatrzymywać. Jest dorosły i to jego życie. Nie mogę w to ingerować.

 Nie mogę w to ingerować

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz