Rozdział 39

976 63 7
                                    

Miałam problem, by zasnąć tej nocy. Złożyło się na to wiele rzeczy. Po pierwsze przez leki przespałam większość dnia, ale myślę, że to nie był główny powód. Naprawdę bałam się o naszych ludzi. Prawda jest taka, że przez ten czas spędzony z nimi na Ziemi oni wszyscy stali mi się naprawdę bliscy. Nie ze wszystkimi miałam wspaniały kontakt, ale jednak wszyscy się rozumieliśmy. Każdy z nas przeszedł tą samą drogę odkąd tu wyładowaliśmy. Wszyscy czuliśmy niepewność i strach, niejednokrotnie byliśmy poddawani próbą, groziła nam śmierć, jednak w tym wszystkim byliśmy zawsze razem. To razem broniliśmy się przed Ziemianami, razem zdobywaliśmy pożywienie, razem przeżyliśmy chorobę. Zawsze byliśmy w tym razem. Od samego początku i teraz też powinniśmy być.

Tymczasem teraz w obozie jestem tylko ja i Raven i masa dorosłych, którzy nie rozumieją tego, co się tu działo przed ich przylotem. Większość naszych jest zamknięta w Mount Weather, w miejscu gdzie grozi im śmierć. Druga grupa mniej liczna, jednak licząca więcej naprawdę ważnych dla mnie osób jest gdzieś w lasach, gdzie żyją Ziemianie, którzy nas nienawidzą i na pewno z chęcią zabiją ich, gdy tylko spotkają ich na swojej drodze.

Jak mogłabym spokojnie zasnąć wiedząc, co grozi moim bliskim? W dzień nie miałam takiego problemu przez środki, które podała mi Abby. Na wieczór jednak przestały działać, a ja nie chciałam prosić o nic na sen. Wystarczyło mi, że podano leki przeciwbólowe.

Cały ranek i przedpołudnie chodziłam niespokojna. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca i zajęcia, które uspokoiłoby mnie, bądź choćby odwróciło moją uwagę. Nic chyba nie byłoby w stanie tego zrobić.

Po południu złapała mnie Abby Griffin. Kobieta delikatnie mówiąc nie była zachwycona tym, że po zabiegu chodzę po obozie zamiast wciąż leżeć, jednak szybko odpuściła mi kazania i zabrała mnie ze sobą do punktu medycznego na kontrole. Kobieta była już wystarczając zła na to, że Clarke, Bellamy i Octavia opuścili obóz bez jej zgody. W końcu, gdy rozmawialiśmy o tym z obecnymi przywódcami, oni nie wyrazili na to zgody.

W punkcie medycznym poza naszą dwójką była jeszcze Raven i Jackson. Dziewczyna też miała przejść jakieś rutynowe badania. To straszne, co ją spotkało. Nie może normalnie chodzić. To duże utrudnienie zwłaszcza tu na Ziemi, gdzie wojna wisi w powietrzu przez cały czas, ale dziewczyna jest silna. Wiem, że sobie z tym poradzi.

- Wszystko goi się w porządku. - Powiedziała w końcu Abby. - Musisz się teraz oszczędzać i powoli do siebie dojdziesz.

- Ona i oszczędzać. - Prychnęła Raven siedząca obok. - To tak jakby powiedzieć, że Ziemianie są miłymi sąsiadami.

- Mówię poważnie.

Słowa Abby w tym momencie to nic szczególnego. Naprawdę się martwię, ale nie moją raną. Teraz mamy o wiele większe zmartwienia. Gdzieś tam jest Finn. Nie pociesza mnie to, że jest tam z Murphy'm. Nie ufam mu i prawdopodobnie nigdy nie będę w stanie mu zaufać. Jeśli zostaliby zaatakowani, jestem pewna, że Murphy, gdyby tylko miał okazję na przeżycie, uciekłby zostawiając Finna na pewną śmierć. Byłoby o wiele prościej, gdyby Finn wrócił z Bellamy'm do obozu. To głupie i nieodpowiedzialne, żeby w naszej sytuacji tak się rozdzielać.

- Tak, tak wiem. - Przytaknęłam tylko przypominając sobie, że wciąż nie odpowiedziałam kobiecie.

Jakby mi było mało, że już zamartwiam się o Finna to jeszcze tak, jak już wcześniej wspomniałam, większość naszych jest przetrzymywana przez ludzi z gór. Co prawda oni nie rozumieją tego, że nie są tam bezpieczni. Gdyby o tym wiedzieli to już dawno uciekliby stamtąd, choćby z Clarke. Próbuje ich usprawiedliwiać w swojej głowie. W końcu tak długo byliśmy w niebezpieczeństwie musząc walczyć o życie, że wizja, choć odrobiny bezpieczeństwa nawet tego złudnego była kusząca. Dostali ubrania, pokoje, łóżka, jedzenie i ciepło. Zaufali tym ludziom. Było to głupie... Naprawdę głupie i nierozważne, ale tak się stało. Teraz musimy ich uratować zanim będzie za późno.

Broken Souls // Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz