Rozdział 2

2.6K 107 11
                                    

W życiu nie obdarzałam nienawiścią nikogo ani niczego, jednak gdy zobaczyłam wielkie, terenowe auto wujka, poczułam coś na kształt nienawiści. Szczególnie w momencie, kiedy chora noga ugięła się pod moim ciężarem, gdy próbowałam wejść do tego cholerstwa.

– Jeśli jesteś zmęczona, możesz się przespać – powiedział, gdy bezproblemowo wskoczył na miejsce kierowcy. – Droga potrwa przynajmniej półtorej godziny.

Skinęłam głową i wyjrzałam przez okno. Nie zamierzałam go słuchać. Sen znajdował się na samym końcu listy rzeczy, na które miałam ochotę, mimo że zmęczenie oplatało moje ciało niczym pajęczyna. Planowałam skupić się na drodze. Zobaczyć, gdzie zamieszkam, tym razem bez mamy.

Wczoraj, kiedy zobaczyłam wujka w salonie, wiedziałam, że wydarzyło się coś strasznego. Mówił, ale nie rozumiałam go. Słowa, które wypowiadał nie miały żadnego sensu. Mama nie mogła nie żyć. Wydawało mi się to niemożliwe. Przecież jeszcze rano jadłyśmy razem śniadanie. Rozmawiałyśmy i żartowałyśmy.

Nie mogąc dłużej znieść jego głosu i okrutnych słów, wybiegłam z mieszkania. I biegłam, dopóki uraz w nodze mi tego nie umożliwił. Biegłam, dopóki nie czułam, że chcę wypluć płuca. Biegłam, dopóki nie dotarła do mnie rzeczywistość. Biegłam, dopóki łzy nie wyschły na policzkach i nie pozostały po nich tylko smugi cierpienia.

Czułam się, jakby ktoś pstryknął palcami i mama przestała istnieć. Tak po prostu.

Wróciłam do domu, modląc się w duchu, żeby wszystko okazało się tylko snem. Jednak w salonie nadal czekał Nikson. I mówił dokładnie to samo. W kilka godzin załatwił najważniejsze sprawy. Gdyby nie był prawnikiem, pewnie trwałoby to dłużej. Nie miałam nawet czasu, żeby zrozumieć do końca, co się dzieje, a już siedziałam w wypożyczonym samochodzie, jadąc na lotnisko.

– Brivel nie jest takie złe – odezwał się Nikson, wyrywając mnie ze wspomnień. – Trzeba się przyzwyczaić do pewnych rzeczy, ale powinno ci się spodobać. Twoja mama kochała te okolice.

Zamrugałam, zaskoczona.

– Mieszkała w Brivel?

– Urodziła się tutaj, Grace. Nigdy ci nie powiedziała?

Pokręciłam głową, pewna, że żadne słowa nie przecisną mi się przez gardło.

– Pewnie powinienem się tego domyślić – zaśmiał się gorzko. – Gdy dowiedziała się, że zaszła w ciążę, wymazała z pamięci Brivel i wszystko, co z nim związane.

Jakim cudem nigdy nie wspomniała, że urodziła się w Brivel? Jakim cudem nigdy o to nie zapytałam? Mogłam się tego domyślić, skoro wujek tutaj mieszkał, ale tyle razy się przeprowadzałyśmy, że założyłam, że on też musiał.

Czy nasze przeprowadzki powodowała tylko i wyłącznie próba zapomnienia o Brivel? Mama tak bardzo chciała pozbyć się wspomnień, że odsunęła się nawet od własnego brata? Jedynej rodziny, którą posiadała?

Łzy zapiekły mnie w oczy na myśl o mamie, więc zamrugałam, żeby się ich pozbyć. Skupiłam się na krajobrazie za szybą. Jechaliśmy przez górzyste tereny, od czasu do czasu mijając sklepy spożywcze i domy. W porównaniu z miejscami, w których mieszkałam, okolice Brivel wydawały się wręcz opuszczone.

Wjechaliśmy na rondo, a moją uwagę przykuły złote pomniki Boga Życia, Matki Jutra i Syna Pomyślności. Zaraz za nimi widniał drewniany Dom Modlitwy z pozłacanym dachem. Nawet w miastach nie widziałam tak bogato ozdobionego Domu Modlitwy. Aż okręciłam głowę, gdy zjechaliśmy z ronda, nie mogąc nadziwić się, że w takim miejscu stanęła tak okazała budowla wiary.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now