Rozdział 40

1.3K 85 22
                                    

Wysłałam wczoraj do wujka masę wiadomości. Zdzwoniłam do niego niezliczoną ilość razy, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Pytania kotłowały mi się w głowie, a jedyna osoba, która mogła cokolwiek wyjaśnić, nie odbierała telefonu. Nie zostawił nawet żadnej kartki, informującej o miejscu pobytu.

Wieczorem spędziłam godziny na zapewnianiu Loli, Conalla i Maksa, że nic mi się nie stało. Chcieli przyjechać i upewnić się, że wszystko ze mną w porządku, ale nie mogłam ich przyjąć. Nie mogłam pozwolić, żeby widzieli mnie w tak żałosnym stanie.

Powinnam się wściekać na Rhavena. Powinnam ziać ogniem za każdym razem, kiedy o nim pomyślałam, lecz jedyne, co czułam, to ból w sercu. Nie wiedziałam, co się między nami wydarzyło. Nie wiedziałam, dlaczego mnie pocałował ani dlaczego nazwał się moim wrogiem.

Ja i on nawet się nie lubiliśmy. Oboje popełniliśmy błąd pod wpływem chwili. Ja byłam rozchwiana emocjonalnie po porwaniu, a on... Cóż, nie wiedziałam, czym się kierował, ale na pewno niczym rozważnym.

Nie zamierzałam zawracać sobie nim głowy i skupiłam się na ważniejszych sprawach. Miałam mordercę do znalezienia. Musiałam pozbyć się dziwnego zapachu i dowiedzieć się więcej o ojcu. Jeśli żył, dlaczego mama kłamała? Dlaczego obchodziła rocznicę jego śmierci? Czy to przed nim mogła uciekać?

Kim był, skoro znał go walq?

Włożyłam brudne naczynia do zlewu i już miałam udać się na górę, żeby poszukać jakichkolwiek informacji w nierozpakowanych kartonach z Kinton, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Wręcz pobiegłam do wyjścia, nie zważając na ból w kolanie i biodrze.

Spodziewałam się Niksona, jednak gdy otworzyłam drzwi, zamarłam, a krew odpłynęła mi z twarzy. Nie byłam przygotowana na widok Conalla przed domem.

– Cześć. – Uśmiechnął się.

Heros przecisnął się między moimi nogami i szczeknął, próbując udawać groźnego. Otrząsnęłam się i wzięłam psa na ręce.

– Hej – wykrztusiłam.

Conall popatrzył na Herosa, jakby chciał go pogłaskać, lecz ten zawarczał i wilk szybko zrezygnował z pomysłu. Skupił się na mnie i ponownie uśmiechnął.

– Wiem, że umówiliśmy się dopiero na jutro, ale chciałbym ci coś pokazać.

Razem z Lolą zaplanowaliśmy spotkanie w niedzielę rano, aby przeanalizować porwanie. Nie powiedziałam im, że Rhaven znał sprawcę. Czekałam na jego ruch, ale po wczorajszym incydencie nie odezwał się do nikogo. Jeśli do jutra nie powie prawdy, ja to zrobię. Musiałam podzielić się z nimi wszystkimi szczegółami, jeśli chciałam zrozumieć, co wczoraj zaszło.

– Coś się stało? – zapytał, gdy nie odpowiadałam mu przez dłuższą chwilę.

Pokręciłam głową i odsunęłam się, wpuszczając go do środka.

– Wszystko w porządku. Po prostu wczoraj... – Słowa utknęły mi w gardle. Co niby miałam powiedzieć?

– Dużo się wydarzyło? – podpowiedział.

Mało powiedziane.

– Co chcesz mi pokazać? – spytałam, odkładając Herosa na podłogę.

– Pewne miejsce. – Posłał mi niepewny uśmiech. – Pomyślałem, że przyda ci się chwila odpoczynku od wariactw, które towarzyszą Pustce. Jutro czeka nas ciężki dzień, więc możemy pozwolić sobie na mały spacer. Co ty na to?

Chciałam, Boże, naprawdę chciałam spędzić z nim czas. Ale wydawało mi się to nieodpowiednie, nie fair w stosunku do niego.

– Hej – odezwał się łagodnie, łapiąc mnie za dłonie, którymi bawiłam się z nerwów. – Nie przejmuj się niczym i po prostu daj sobie czas. Zapomnij o problemach. Zapewniam cię, kłopoty nie uciekną.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now