Rozdział 27

1.4K 81 19
                                    

Odwróciłam wzrok od wypełnionych chłodem oczu Rhavena i odetchnęłam niepewnie. Czułam, że przyjęłam za dużo informacji na raz. Nie miałam pojęcia, jakim cudem nie zaczęłam jeszcze świrować.

Potrzebowałam krótkiej przerwy.

– Chce ktoś herbaty? – spytałam, wstając.

Nie zdążyłam nawet zrobić kroku w stronę kuchni, gdy usłyszałam warkot silnika. Serce opadło mi do żołądka. Co jeśli to był wujek? Jak wytłumaczę mu brak drzwi wejściowych?

Nie zaczęłam jeszcze naprawdę panikować, kiedy Rhaven wcisnął mi w ręce Herosa i mruknął:

– Strasznie długo mu to zajęło.

Wyszedł na zewnątrz, a ja obróciłam się w stronę Loli.

– Co się właśnie dzieje?

Wzruszyła ramionami, również nie rozumiejąc. Odstawiłam Herosa na podłogę i podążyłam za Rhavenem, kiedy w holu stanął Rufus z nową parą drzwi w dłoni.

– Kto, do cholery, rozwalił dębowe drzwi? – zapytał ze złością, opierając trzymany przedmiot o ścianę.

Otworzyłam usta i je zamknęłam. Nie nadążałam za rozwojem sytuacji.

– To byłeś ty? – spytał mieszańca. Ten uniósł kącik ust i wskazał brodą Conalla.

– To on.

– W takim razie czemu jeszcze siedzisz? – warknął do wilka. – Chodź tu i mi pomóż.

Conall podszedł do niego, rzucając mi przepraszający uśmiech po drodze.

– Gdybyś chociaż wyłamał je w całości – mruknął Rufus, kręcąc głową. – Ale musiałeś roztrzaskać je na kawałki. Mamy cholernie dużo roboty. Musimy pozbyć się resztek, wymienić framugę...

Przestałam go słyszeć, gdy wyszedł z Conallem na zewnątrz. Przez okno widziałam, że kłócą się przy samochodzie Rufusa, zabierając skrzynki z narzędziami. To było dziwaczne. Naprawdę, naprawdę dziwaczne.

– Dlaczego...? – zwróciłam się do Rhavena.

– Był mi winny przysługę.

– I wykorzystałeś ją, żeby wymienił mi drzwi?

Skinął głową.

– Dziękuję.

– Nie dziękuj mi. Nie za takie rzeczy.

Zmieszałam się. Rhaven przeszedł do kuchni i wstawił wodę w czajniku. Zerknęłam na Lolę. Siedziała w tym samym miejscu i głaskała śpiącego na jej kolanach Herosa.

Dołączyłam do mieszańca w kuchni.

– Rufus jest velipem? – Pamiętałam, że jego oczy zmieniły się na czarne na stołówce, ale wolałam się upewnić.

Rhaven skinął głową. Ciekawe, ile jeszcze stworzeń pozostawało w ukryciu.

Sięgnęłam po kubki do górnej szafki, kiedy poczułam zawroty głowy. Zachwiałam się i przytrzymałam blatu. Zakuło mnie w klatce piersiowej, skóra rwała na brzuchu.

Nagle wychwyciłam za sobą czyjąś obecność. Poczułam zapach drzewa cedrowego w połączeniu z nutą ostrości. Rhaven złapał delikatnie moje ramiona i przyciągając mnie do siebie, powiedział miękko:

– Oprzyj się. Nie doszłaś jeszcze do siebie po ugryzieniu.

Plecami zetknęłam się z twardym torsem, głowa mimowolnie opadła mi na jego pierś. Objął mnie w talii silnym ramieniem, przytrzymując blisko przy sobie. Gdyby świat nie wirował, odsunęłabym się.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now