Rozdział 19

1.4K 78 11
                                    

Na polanie wybuchł chaos. Stałam i patrzyłam oniemiała na martwe ciało chłopaka i strzałę, która go zabiła. Jeszcze przed chwilą żył. Wystarczyła jedna rzecz, żeby odebrać mu życie.

Między krzykami usłyszałam dzwoniący telefon. Wyjęłam go z kurtki drżącymi dłońmi i odebrałam.

– Grace – odezwał się płaczliwy głos. Natychmiast go rozpoznałam.

– Lola?

Pociągnęła nosem. Cichy szloch wydobył się z jej gardła.

– Lola? – Niepokój skręcił mi trzewia. – Co się dzieje?

Odpowiedziała mi cisza, za którą zaraz podążył kolejny szloch.

– Lola!

– To Rhaven... – wykrztusiła. – On znowu...

– Znowu, co? – spytałam z paniką, kiedy nie dokończyła. – Lola, co on ci robi?

– Potrzebuję pomocy – wydusiła i rozpłakała się na dobre.

***

Nie miałam pojęcia, jak dotarłam do auta, ale jechałam właśnie krętymi drogami pod wskazany adres, przekraczając nie tylko dozwoloną prędkość, ale też swoje granice jeśli chodzi o szybką jazdę i zakręty.

Przez telefon nie mogłam wydusić od Loli, co się działo. Zaraz po tym, jak powiedziała, że potrzebuje pomocy, rozłączyła się. W wiadomości przesłała adres i prosiła, żebym przyjechała jak najszybciej.

Ostatnie słowa chłopaka z polany dźwięczały mi w uszach. O kim mówił? Kto chciał go zabić? I co miał na myśli, mówiąc, że odkrył, kim on jest? Czy chodziło o osobę, która wrzucała ludzi do Pustki? W myślach pojawił mi się obraz jego martwych oczu i natychmiast pokręciłam głową.

Najpierw Lola, później wszystko inne.

Dojechałam w piętnaście minut i zaparkowałam na parkingu zapełnionym samochodami. Wysiadłam z auta. Zawiał chłodny wiatr. Zadrżałam i mocniej opatuliłam się kurtką.

Ciemny parking oświetlały zaledwie dwie latarnie i wielki neon z nazwą, jak dopiero zrozumiałam, klubu nocnego. Skrzydlaty Grzech. Co, do cholery, robiła tu Lola? Nie byłam pełnoletnia i nie miałam pojęcia, jakim cudem uda mi się ominąć ochronę.

Do bramek podeszły właśnie dwie dziewczyny w miniówkach i kozakach na obcasie. Ich ramiona okrywały zaledwie cienkie futerka. Jak one nie marzły w takiej temperaturze? Obserwowałam je aż weszły i zorientowałam się, że nie sprawdzono ich dowodu.

Ruszyłam do przodu, kiedy do ochroniarza podeszła para. Zatrzymałam się w półkroku. Ochroniarz zerknął na ich dokumenty i nie wpuścił ich. Szlag by to trafił.

Musiałam szybko coś wymyślić. Zadzwoniłam do Loli, żeby powiedzieć jej, że przyjechałam, ale nie odebrała. Albo nie słyszała, albo Rhaven znowu zabrał jej telefon.

Otworzyłam bagażnik i wrzuciłam do niego kurtkę. Już zaczynałam się trząść, ale czułam, że gdybym miała ją na sobie, ochroniarz wręcz pragnąłby sprawdzić mój dowód. Wygrzebałam z torebki czerwoną szminkę, którą dostałam rok temu od mamy. Nigdy jej nie używałam, bo sądziłam, że jest zbyt mocna, ale teraz nie miałam wyboru. Roztrzepałam włosy i kilka razy uszczypnęłam się w policzki, żeby nadać sobie choć trochę pijanego wyrazu.

Jednak największą nadzieję pokładałam w czerwonym swetrze i karminowych kozakach.

Udając pewną siebie, ruszyłam do klubu. Wyciągnęłam telefon i udawałam, że z kimś rozmawiam.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now