Rozdział 25

1.5K 79 14
                                    

Zapadł zmrok. Przenieśliśmy się do salonu. Lola i Conall usiedli naprzeciwko siebie na kanapach. Ja umieściłam się po środku, na fotelu. Rhaven wziął drewno i zaczął rozpalać w kominku.

Nagle spod kanapy wyłoniła się czarna kulka, popiskując cicho.

– Heros! – zawołałam go, lecz on zupełnie mnie zignorował i podbiegł do Rhavena, merdając ogonem. Ten wziął go na ręce i wstał, głaszcząc go po głowie.

Heros to zdrajca.

– Co wiesz o Wielkiej Wojnie Północy i Południa, Grace? – zapytał Rhaven, stając tyłem do okna.

Wróciłam myślami do lekcji historii. Od zarania dziejów między Północą i Południem trwał konflikt. Dochodziło do większych i mniejszych bitew, jednak to właśnie Wielka Wojna zmieniła bieg historii.

Król Ahertos różnił się od pozostałych królów Południa. Od razu po przejęciu władzy zapowiedział wojnę. W listach wysyłanych do wroga pisał, że w końcu zdobędzie Północ i zjednoczy Progreę.

Jego armia była mniejsza niż króla Erwarda. Wojsko Północy liczyło dwa razy tyle ile armia władcy Południa. Starcia na granicy zawsze kończyły się klęską Ahertosa, a jego ostateczną wygraną zapamiętano jako cud i wolę Syna Pomyślności. W legendach zaś podawano, że wojnę wygrał dla niego potwór lub strażnik, zależy od wersji.

Czy...? Czy oni mogli być tymi potworami? Damien wspominał o czerwonych tęczówkach, takich samych jak u Conalla.

Przełknęłam z trudem ślinę i odparłam:

– Wiem wystarczająco.

Rhaven uniósł kącik ust. Odchrząknął i zaczął opowiadać:

– W zwaśnionych królestwach mieszkały dwie wiedźmy, siostry. Stare jak świat i potężniejsze niż wszystkie armie królów. W dawnych latach, tak dawnych, że mało kto je pamięta, poróżnił je konflikt o moc, którą władały. Od tamtego czasu istniała między nimi tylko nienawiść, a nie siostrzana więź. Wiedźma Naylia mieszkała w południowym królestwie, zaś jej siostra Olkawiata w północnym. Ich nienawiść sprawiła, że zamieszkały na skrajnych krańcach Progrei, żeby nigdy więcej się nie spotkać.

Nie zdawałam sobie sprawy, że Rhaven miał talent do snucia opowieści. Wpatrywałam się w trzaskający w kominku ogień i chłonęłam ciąg dalszy.

– Olkawiata z czasem zapomniała o konflikcie, lecz Naylia przez te wszystkie lata planowała zemstę. Kiedy król Ahertos zwrócił się do wiedźmy o pomoc, ta wiedziała, że w końcu nadszedł czas na odwet i dała mu to, czego pragnął najbardziej – broni. W swoim zaklęciu zawarła strach siostry. Chciała stworzyć istotę tak przerażającą, że wojska króla Erwarda uciekną zanim bitwa w ogóle się rozpocznie. Chciała pokazać, że jej magia jest większa i Olkawiata nigdy z nią nie wygra.

Istnienie wiedźm wydawało mi się absurdalne, lecz nie zdążyłam nawet tego zakwestionować, ponieważ dalej mówiła Lola:

– W rześki poranek, gdy słońce dopiero wychylało się zza horyzontu, zasiała człowieka i pióro harpii. Podlewała swój twór przez trzy dni i trzy noce, aż z ziemi wyrosło jej dzieło – velip. Stworzenie o wielkiej sile i szybkości. Potwór.

– Król tak zafascynował się istotą, że zabrał ją na zamek i szkolił – wtrącił jej brat. – Nadał jej imię – Wilhelm. Velip obdarzony został nie tylko siłą i szybkością, ale potrafił również latać. Jego skóra była odporna na ostrza, a on sam na tyle wytrzymały, że mógłby pokonać armię króla Erwarda bez żadnej pomocy.

Popatrzyłam na rodzeństwo i przeszło mnie złe przeczucie. Czy istota, o której opowiadali miała z nimi coś wspólnego?

– Ahertos zyskał broń o jakiej nawet nie śmiał marzyć – ciągnął dalej. – Velip stał się jego osobistym strażnikiem. Od stworzenia znał tylko jedną rzecz – walkę. Wokół tego kręciła się jego egzystencja. Nie wiedział, że istnieje inne życie. Nie wiedział, co kryje się poza murami zamku. Jego zadanie dotyczyło wykonywania rozkazów i tak robił, całkowicie posłuszny swojemu panu.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now