Rozdział 29

1.3K 86 19
                                    

Wszystko wydarzyło się w ciągu sekundy.

Rhaven przeklął pod nosem, ciałem Loli wstrząsnął niekontrolowany dreszcz, a Conall rzucił się na mnie, przewracając razem z fotelem, na którym siedziałam. Przykrył mnie swoim ciałem, zasłaniając widok.

– Co się dzieje? – wykrztusiłam.

Nie odpowiedział. Przeturlał się na bok, pociągając mnie za sobą. Usłyszałam głośny skrzek i zadrżałam.

– Czy Lola...?

Nie zdążyłam dokończyć. Coś złapało Conalla za koszulkę i porwało w powietrze. Otworzyłam szerzej oczy. Wielki ptak cisnął nim o ścianę. Odbił się od niej z głuchym dźwiękiem i osunął bezwładnie na podłogę. Skrzydła załopotały w powietrzu. Nie mogłam w to do końca uwierzyć, ale...

Lola przemieniła się w harpię i właśnie latała po domu. Dzięki Bogu, że salon miał wysoki sufit.

Zaraz jak o tym pomyślałam, uderzyła ciężkim skrzydłem w lampę. Uniosłam ręce, chroniąc głowę przed odłamkami. Szkło wbiło mi się w skórę, ale nie zwracałam na to uwagi. Zaczęłam czołgać się w stronę Conalla, który leżał nieprzytomnie na podłodze.

Wzdrygnęłam się, gdy w pomieszczeniu rozległ się huk. Jedna z kanap poleciała na przeciwległą ścianę. Lola uniosła się nad naszymi głowami, skrzecząc przeraźliwie. Gdzie, do cholery, podziewał się Rhaven?

Zjawił się tuż przed moją twarzą. Krzyknęłam.

– Ukryj się na górze – rozkazał. – Zajmę się Lolą, ale potrzebuję pola manewru. Nie mogę się martwić, że skrzywdzę ją albo ciebie.

Odwrócił się i skupił na siostrze, a ja schylając nisko głowę, na kolanach dobrnęłam do Conalla. Z jego skroni lała się krew, brudząc mahoniowe włosy.

– Conall! – Potrząsnęłam jego ramionami. – Obudź się!

Jęknął, jednak nie otworzył oczu. Uderzyłam go z całej siły w ramię. Podziałało. Powieki zatrzepotały, czerwone tęczówki skupiły się na mnie.

– Grace! – Naglący głos Rhavena zmusił mnie, żebym uniosła głowę. – Uciekaj!

Nie zastanawiałam się. Pociągnęłam Conalla w stronę schodów, jednak on ani drgnął. Z jego piersi wydobył się niski warkot.

– Nawet się nie waż – syknęłam.

Zmusiłam go, żeby się ruszył i nie zważając na rwący ból w chorej nodze, popędziliśmy na schody. Przeskakiwaliśmy stopień po stopniu, kiedy dłoń Conalla została wyrwana z mojej. Przez impet pociągnięcia spadłam z kilku stopni, lecz w ostatniej złapałam za poręcz. Odbiłam się od barierki, ciało zapłonęło bólem. W ustach poczułam krew.

Dysząc, spojrzałam w górę. Nade mną pochylało się wielkie ptaszysko i przyglądało się z zaciekawieniem w czarnych jak otchłań oczach. Serce odbiło się od moich żeber niczym młot.

Nagle na głowie velipa znalazł się koc. Lola trzepała gwałtownie skrzydłami, z paniką próbując się uwolnić, a jej skrzek prawie przebił mi bębenki. Zachowywała się identycznie jak zwierzę w potrzasku. Nie wiedziałam, ile miała siły, ale Rhaven z trudem mógł ją utrzymać.

– Jest tu jakieś miejsce, w którym mogę ją zamknąć?

Minęła chwila, zanim zrozumiałam, co mówił.

– Piwnica? – zaproponowałam niepewnie.

– Nada się.

Nie czekając na nic więcej, zgarnął Lolę ze schodów i tyle go widziałam.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now