Rozdział 16

1.5K 85 14
                                    

Zamrugałam, lecz nadal widziałam ogromnego ptaka.

Który, tak na marginesie, sprawiał, że trzeźwiałam.

Skrzyżowałam spojrzenia ze stworzeniem, a w jego bezdennych oczach widziałam inteligencję. Obleciał mnie strach, kiedy ptaszysko zaskrzeczało i poruszyło skrzydłami. Krzyk zbudował się w moim gardle, gdy nagle z cieni wyrosła przede mną naga klata.

Och.

Proszę państwa, tego nie mieli jeszcze w repertuarze.

Spojrzałam w górę, a moim oczom ukazała się surowa uroda Rhavena. I ponownie mnie zmroziło. Jego oko, po tej samej stronie, gdzie widniał malutki pieprzyk, stało się czarne. Ale nie tak, jak zawsze. Czerń pochłonęła źrenicę, tęczówkę oraz białko.

Zamrugał i wszystko wróciło do normalności. To przez cień? Cholera, umysł płatał mi figle.

Rhaven złapał mnie za ramiona i siłą wypchnął na korytarz. Tak naprawdę nie potrzebował dużo siły, bo ledwo stałam na nogach, ale chyba trochę jej użył. Tak mi się wydawało. Zresztą, nieważne.

– Cześć – przywitałam się.

– Co tu robisz?

– Szukałam łazienki.

– To nie łazienka.

– Domyśliłam się.

– Czy ty jesteś pijana? – Zmarszczył brwi.

– Nie-e. – Zaśmiałam się, ponieważ mój głos zabrzmiał dziwnie.

– Grace... – zaczął, ale zaraz zamilkł, gdy moje ręce wylądowały na jego szerokiej piersi.

W ciemnym pomieszczeniu tego nie widziałam, ale kiedy wyszliśmy na korytarz, na opalonej piersi zauważyłam dwa tatuaże dłoni. Nie były jednak w kolorze czarnym, tylko białym. Jakby skóra w tym miejscu została wybielona.

Przejechałam palcami po tatuażach, a Rhaven napiął mięśnie pod moim dotykiem. W jaśniejszych miejscach skóra wydawała się wybrzuszona, jakbym dotykała blizn. Moje ręce nie zaprzestały na badaniu piersi, lecz zjechały w dół, wędrując na idealnie wyrzeźbiony brzuch. Nigdy nie widziałam tak perfekcyjnej sylwetki. Nigdy nie czułam tak silnych i twardych mięśni. Wiedziałam, że kryła się w nim potęga, ale dotknąć jej zarysu wydawało się czymś zupełnie niezwykłym.

Oddech Rhavena przyspieszył, ręce zacisnął w pięści. Skupiłam wzrok na bransolecie. Wcześniej widziałam tylko, jak odciskała się pod jego koszulką, ale właśnie dostałam na nią doskonały widok. Czerwony, wijący się metal, obwiązywał biceps w trzech miejscach. Wyglądał, jakby częściowo wtopiono go w skórę, ponieważ nie odstawał w żadnym miejscu. Idealnie przylegał do ramienia.

Przesunęłam dłonie wyżej, żeby dotknąć bransolety, kiedy odezwał się Rhaven:

– Śnieżynko, zabierz ręce.

– Dlaczego? – Uniosłam na niego wzrok.

– Ponieważ sprawiasz, że też chciałbym cię dotknąć – powiedział ochrypłym głosem. – A jeśli teraz cię dotknę, nie wiem, czy zdołam puścić. – Czarne oczy odszukały moje. – I wierz mi, jeśli poczuję twoją skórę, na samym dotykaniu się nie skończy.

Minęła chwila, zanim zrozumiałam sens jego słów. Natychmiast się odsunęłam, a moje ręce przez kilka sekund wisiały w powietrzu. Opuściłam je, żeby przyległy do sylwetki, a Rhaven wycofał się pod ścianę. Oparł się o nią plecami, dłonie nadal zaciskając w pięści, po czym powoli wypuścił powietrze z płuc.

W głowie wciąż czułam alkohol. Powinnam odejść, wiedziałam to. Byłam wściekła na Rhavena. Zepsuł nam cały wyjazd, a w pokoju trzymał wielkie ptaszysko. Ale oprócz złości, rządziła mną inna emocja.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now