Rozdział 48

1.2K 78 9
                                    

– Stworzyliśmy dwadzieścia trzy heduny – oznajmił. – Do obudzenia Priorii potrzebnych jest dwudziestu pięciu.

Oddech sam mi przyspieszył.

– Co takiego robią, że ich potrzebujecie?

– Mają energię, Grace – odparł. – Taką, o jakiej nawet nam się nie śniło. Dwadzieścia pięć hedunów jest w stanie wybudzić Priorię bez tworzenia Pustki.

Zaśmiałam się. Najpierw cicho, późnej wybuchłam głośnym śmiechem.

– Zadajecie sobie tyle trudu, żeby nie zniszczyć jej ulubionego miejsca? – Pokręciłam głową. – Przecież chcesz zemsty. Czy kolejna Pustka i obudzenie Priorii nie będzie spełnieniem marzeń?

Wilhelm zmrużył oczy.

– Chcę zemścić się na ludziach, nie na świecie – oznajmił lodowatym tonem. – Wierz lub nie, ale nie lubię bezsensownej przemocy. Gdyby powstała druga Pustka, zniszczyłaby nie tylko pobliskie tereny, lecz również Progreę. – Pochylił się nad stołem, wwiercając się we mnie spojrzeniem. – Żadna z opcji nie jest dobra. Wybierając poświęcenie hedunów, niszczymy potomków z naszych gatunków. Myślisz, że to łatwe? Patrzeć na umierające hybrydy, na ich powykręcane ciała i nienormalne oczy?

Wzdrygnęłam się.

– Nie istnieje złoty środek. Nie w tym przypadku. – Odetchnął płytko i usiadł z powrotem na krześle. – Po prostu nigdy więcej nie chcę żyć w strachu. Heduny oddadzą energię, aby wybudzić Priorię, a później stworzę taki świat, o jakim zawsze marzyła.

– Jaki? – szepnęłam.

– Bezpieczny dla nas – odparł, patrząc mi prosto w oczy.

Nie spodobała mi się ta odpowiedź.

– A co z ludźmi? Jest dla nich miejsce w waszym wymarzonym świecie?

– Pustka jest nie tylko miejscem śmierci, ale również mojego pożywienia. Zakładam, że kiedy Prioria się obudzi, też będzie potrzebowała pokarmu. Wiedźmy, kładąc nas do snu, użyły zaklęcia, które zmieniło nas w pewnym stopniu. Przez cały ten czas żyliśmy, Grace. I musieliśmy jakoś przetrwać. Bez jedzenia, wody, powietrza. Zwykły pokarm nic mi już nie daje, jedynie przyjemność. Podejrzewam, że w przypadku Priori będzie tak samo. Zamiast wzięcia energii człowieka z Pustki, będzie ją brała prosto z niego.

Oddech mi przyspieszył. Wizja świata Pradawnego była przerażająca. Nie było w niej wolności ani szczęścia. Tylko strach i śmierć.

– Jedyne czego chciała moja miłość to żyć, nie martwiąc się o jutro. – Ścisnął kieliszek w dłoni. Szkło rozpadło się, rozpryskując na boki i raniąc jego dłoń, lecz on zupełnie się tym nie przejął. – I to właśnie jej dam. Ostatnim razem nie dotrzymałem obietnicy, lecz teraz nic nie powstrzyma mnie przed dokonaniem jej.

Przełknęłam z trudem ślinę, słysząc desperację czającą się w jego głosie. Trzeba było go powstrzymać. Musiałam powstrzymać Pradawnego.

– Nikt ani nic nie przeszkodzi mi w przywróceniu jej do życia – rzekł z przekonaniem. – Ziemia może się rozstąpić, a ja dotrzymam obietnicy, którą złożyłem dzień przed tym, jak nas rozdzielono.

Wzięłam drżący oddech, patrząc prosto w przepełnione złością i cierpieniem oczy, gdy do środka wkroczył Rhaven, omijając rozwalone drzwi. Chciałam odwrócić od niego wzrok, lecz nie potrafiłam, nawet czując palący ból w piersi.

– Władca przekazuje, że trzy walqi uciekły.

Wilhelm zignorował go i zwrócił się do mnie:

– Zainteresował cię, prawda?

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now