Rozdział 30

1.4K 84 13
                                    

Lola po zmianie w człowieka straciła przytomność. Za to Conall ją odzyskał. Rodzeństwo wróciło do domu, zaś Conall zrobił to dopiero po tym, jak upewnił się, że na pewno nic mi nie jest. Prawie siłą wypchnęłam go za drzwi. Wszyscy potrzebowaliśmy chociaż chwili odpoczynku.

Kiedy wyszli o świcie, dom stał się bardzo cichy. Uderzyło we mnie zmęczenie i ledwo doczłapałam się na górę. Skuliłam się koło śpiącego Herosa. Nie spałam od ponad dwudziestu czterech godzin, więc gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki, odpłynęłam.

Szłam przez pole wysuszonej, szarej trawy. Wyglądała, jakby nie tylko pozbawiono ją koloru, lecz również życia. Odwróciłam się, kiedy usłyszałam za sobą szelest. Czarne bezdenne oczy wpatrywały się we mnie, grożąc śmiercią. Nagle tęczówki błysnęły czerwienią, jednak białko i źrenica pozostały czarne.

Próbowałam uciekać, jednak biegłam w zwolnionym tempie. Podłoże nie poruszało się pod moimi stopami. Nie potrafiłam oddalić się od istoty, nie ważne jak bardzo tego pragnęłam. Przerażenie spętało moje kończyny i upadłam.

Istota ścisnęła mnie za gardło i podniosła. Umierałam. Powietrze przestało dopływać do płuc, przed oczami pojawiły się mroczki.

Obudziłam się, gwałtownie wciągając powietrze. Heros pisnął i przytulił się do mojego boku. Cholera. Ten sen wydawał się zbyt realistyczny. Wzięłam szczeniaka na ręce i przytuliłam się do niego, próbując ustabilizować oddech.

Spojrzałam na zegarek. Spałam zaledwie trzy godziny. Zachmurzone niebo nie przepuszczało słońca, pozostawiając sypialnię w półmroku. Oparłam się o ścianę, położyłam Herosa koło siebie i sięgnęłam po notes i ołówek.

Musiałam pomyśleć. Rysowanie zawsze pomagało mi uporządkować myśli, więc zaczęłam szkicować spadające gwiazdy. Miałam do czynienia z nadnaturalnymi, niebezpiecznymi istotami, a ktoś z dwóch gatunków prawdopodobnie na mnie polował. Jak na razie nie wymyśliłam niczego, oprócz użycia koszmarnie intensywnych perfum, żeby zamaskować dziwaczny zapach, który wydzielałam, a to oznaczało, że, chcąc czy nie, wystawiałam swoje życie na ryzyko.

Kolejną kwestię stanowiła Pustka. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie sądziłam, aby sekta, do której należał Rhaven, miała coś wspólnego z jej powstaniem. Historia z Dwugłowcem wydawała się logiczna, jednak naciągana. Prędzej uwierzyłabym, że miejsce śmierci stworzyły już dawno nieistniejące wiedźmy.

Zapełniwszy bazgrołami trzy kartki, odłożyłam notatnik i sięgnęłam po telefon. Wzięłam głęboki oddech, po czym drżącym palcem kliknęłam przycisk odtwarzania.

Nie było odwrotu. Już po pierwszych sekundach wiedziałam, że nigdy nie zapomnę tych okropnych obrazów.

Granica Pustki została wyraźnie zaznaczona. W jej obrębie wszystko traciło kolor, jakby zostało wypalone. Zadrżałam. Wyglądało identycznie jak w moim śnie. Miałam wrażenie, że nawet słońce chowało się przed tym potwornym miejscem. Obraz się poruszył i zobaczyłam dygoczącego ze strachu Damien. Miał zakneblowane usta, ręce związane z tyłu pleców. Po jego policzkach lały się łzy, rozmazując czarny eyeliner.

Zacisnęłam zęby, wpatrując się w ekran, ale nie odwróciłam wzroku. Nie mogłam.

Damien próbował coś powiedzieć. Kręcił głową, a szkliste oczy wyrażały nie tylko przerażenie, ale również panikę. Niewidzialna siła popchnęła go do tyłu. Nawet nie walczył. Zachwiał się i wpadł do Pustki.

Jego ciało zwiotczało w ciągu sekundy. Mroczne cienie uniosły się i wyssały z niego życie. Policzki Damiena zapadły się, oczy przestały widzieć, klatka piersiowa stała się wklęsła, nogi i ręce bezwładne.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now