Rozdział 47

1.3K 76 3
                                    

Serce upadło tuż przy moich bosych stopach.

Plasnęło na posadzkę z głuchym dźwiękiem, a przez rozbryzg kilka kropli wylądowało na moich nogach. Wpatrywałam się w czerwień odcinającą się od bladej skóry, a ciało wujka dołączyło do serca leżącego na ziemi.

Krzyk odbijał się echem w moich uszach, gdy powoli uniosłam wzrok na Pradawnego. Złapał za nóż i jednym szarpnięciem wyciągnął go z szyi. Trysnęła krew, rozchlapując mi się na twarzy. Wzdrygnęłam się, lecz nie byłam w stanie się odsunąć. Wilhelm zakrył dłonią ranę i spojrzał na mnie ze złością.

– Naprawdę nie wiesz, że tak mnie nie skrzywdzisz? – warknął. – Tylko mnie zirytowałaś.

Poczułam, jak coś lepkiego i mokrego dotyka moich stóp. Nie spojrzałam w dół.

Pradawny zjawił się przede mną i pochylił. Wstał, trzymając w dłoni serce. Krew spływała mu po ręce, kapiąc na moje stopy, a ja nadal stałam nieruchomo.

– Hmm... – zastanowił się, ważąc narząd w dłoni. – Lekkie, nie miał dużo na sumieniu. Nie martw się, trafi do dobrego miejsca.

Puścił serce, które tym razem nie upadło przed moimi stopami, a wprost na nie. Żołądek podjechał mi do gardła i prawie się rozpłakałam. Dolna warga zadrżała, ale oprócz tego nie byłam zdolna się poruszyć.

– Naprawdę nie chciałem go zabijać. – Sięgnął po serwetkę i zaczął wycierać czerwień z dłoni. – Ale wiedział za dużo. Ciągle przeszkadzał i zbierał grupę, która miała nas pokonać. Bez lidera na jakiś czas dadzą nam spokój.

Przeniosłam wzrok na posadzkę. Moje stopy otaczała kałuża krwi, która sączyła się z dziury w piersi Niksona. Leżał nieruchomo, prosto, sztywno. Niewidzące oczy wpatrywały się w sufit, zgaszone, pozbawione życia.

Zabiłam go.

Leżał martwy na zimnej posadzce przeze mnie.

– Zabił nawet Alstera, którego wysłaliśmy po ciebie, kiedy zdecydowaliśmy się na zakończenie obserwacji. Znaleźliśmy go w lesie przybitego do drzewa.

Oderwałam wzrok od wujka i popatrzyłam na Prawnego, czując jak serce szaleje mi w piersi.

– Co? – wykrztusiłam.

Wilhelm uniósł brew.

– Co cię tak dziwi?

Chociażby to, że to nie wujek zabił tamtego walqa, a Rhaven. Dlaczego nic im nie powiedział? Dlaczego zachował to w tajemnicy?

Znowu spojrzałam na nieruchome ciało wujka. Nigdy nie dowiem się, co chciał mi powiedzieć. Nigdy nie usłyszę prawdy z jego ust.

Czerwień nie przestawała wylewać się z jego piersi. Mimo, że odszedł, zostawił po sobie całe morze krwi, które zalewało falami posadzkę. Moje stopy ginęły w gorącej i lepkiej cieczy, a ja nie potrafiłam uciec.

Tonęłam.

– Siadaj, Grace – rozkazał Wilhelm. – Nadal mam historię do opowiedzenia.

Moje ciało posłuchało go bez mojej zgody. Chłodny ton nieznoszący sprzeciwu zmusił, żebym się poruszyła. Zrobiłam chwiejny krok do tyłu, od razu ślizgając się na mokrej od krwi posadzce. Nie zdołałam utrzymać równowagi i upadłam prosto w kałużę szkarłatu.

Czułam, jak ubrania przesiąkają mi krwią. Próbowałam wstać, lecz nie mogłam, nieustannie się ślizgając. Panika ścisnęła moją klatkę piersiową, łzy zaszkliły oczy. Zaczęłam gorączkowo kręcić głową, chcąc jak najszybciej się podnieść. Kończyny wydawały mi się za ciężkie, ciało zbyt kruche.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now