Rozdział 50

1.3K 78 6
                                    

Opadliśmy miękko na ziemię. Rhaven postawił mnie, a kiedy jego ręce zniknęły, zachwiałam się. Nie pamiętałam lotu. Przez cały czas zaciskałam powieki, przetwarzając w głowie, co zamierzałam zrobić i jak to osiągnąć, przy okazji nie pozwalając pójść na marne śmierci wujka.

Znaleźliśmy się w miejscu pozbawionym wszelkich dźwięków. Las wydawał się gęstszy i mroczniejszy niż zazwyczaj, nocne niebo ciemniejsze niż zawsze. Wokół nie było nic oprócz drzew, śniegu i dwóch magicznych istot. No, może trzech, jeśli liczyć mnie.

Pradawny już czekał. Stał zwrócony do nas tyłem, a malujący się przed nim pozbawiony śniegu krajobraz przypominał mi coś, co już widziałam. Wyglądało to tak, jakby niewidzialna linia oddzielała biały puch od czerni.

Pustka. Przed nami widniała Pustka.

Kolana zaczęły mi się trząść, gardło ścisnęło się ze strachu. Nie patrz tam, powtarzałam w myślach, po prostu tam nie patrz.

– Wiedziałem, że wrócisz. – Wilhelm odwrócił się.

Odetchnęłam. Pustka nie miała teraz żadnego znaczenia. Nie po to tutaj przyszłam.

– Chcę zawrzeć umowę – oznajmiłam drżącym głosem.

– Umowę powiadasz? – Uniósł dłoń, jakby dawał komuś znak. – Nie wydaje mi się, żebyś mogła mi cokolwiek zaoferować, droga Grace.

– Życie za życie – powiedziałam. – Mój wujek oddał za mnie życie. W zamian chcę tylko czasu.

– Zanim pochopnie podejmiesz decyzję, czego chcesz, myślę, że zechciałabyś spojrzeć na to.

Miałam się odezwać, lecz spomiędzy drzew wyłoniły się cztery postaci. Dwóch postawnych mężczyzn popychało przed sobą...

O Boże.

Popychali Amber i chłopaka, którego imienia nie mogłam sobie przypomnieć. Chodziliśmy razem na historię, jednak ani razu z nim nie rozmawiałam. Amber spojrzała na mnie zaszklonymi oczami. Próbowała coś powiedzieć, ale zakneblowane usta jej na to nie pozwalały.

Natychmiast ruszyłam w ich stronę.

– Stój – warknął Pradawny. – Nie pozwoliłem ci się ruszyć.

Zamarłam. Bałam się nawet oddychać.

– Widzisz, Grace... Twoja ucieczka mnie zirytowała. Ze względu na to, kim dla niego jesteś, spodziewałem się, że to Rhaven cię uratuje, a nie wilczek. To było dość... – zastanowił się, szukając odpowiedniego słowa. – Zaskakujące.

Próbowałam wzrokiem przekazać Amber i chłopakowi, że wszystko będzie dobrze. Musiało być, bo jeśli nie... Nie wiedziałam, czy kiedykolwiek zdołałabym sobie z tym poradzić.

– Dobrze, że zawsze jestem przygotowany na niespodziewane sytuacje – kontynuował Wilhelm. – A przy okazji można się przy tym dobrze bawić. Nie chciałem tak szybko zdradzać tajemnicy, kto odpowiada za morderstwa, ale i tak zaraz by się to wydało.

– Kto... – Przełknęłam z trudem ślinę. – Kto to był?

Oddychałam z trudem, czekając aż się odezwie. Kręciło mi się w głowie. Spojrzałam na Amber i chłopaka. Oboje byli przerażeni. Łzy lały się po ich twarzach strumieniem.

– Chciałem też zaprzestać tej całej akcji z filmikami i po prostu wrzucać do Pustki niewiernych z sekty, jednak przez twoją ucieczkę zmieniłem zdanie.

Trzewia wywróciły mi się na drugą stronę. Coś ostrego ukuło w pierś.

– Nie... – Pokręciłam głową. – Nie możesz...

– Mogę, ale nie zrobię tego, jeśli ze mną pójdziesz. Dobrowolnie. Twoja karta przetargowa nie ma żadnego znaczenia. Ale moja... – Popatrzył na mnie chłodno. – Wręcz przeciwnie.

– Nagrasz z tego filmik? – spytałam cicho.

– Ja nie. – Uśmiechnął się złowieszczo. – Ale ktoś inny, owszem.

Popatrzyłam na Amber, która zawsze traktowała mnie życzliwie. W tej chwili tak bardzo żałowałam, że nie poszłam z nią na zakupy przed ogniskiem, że prawie stanęło mi serce. Popatrzyłam na niewinnego chłopaka, który niczym nie zasłużył sobie na taki los. I w końcu popatrzyłam w stronę Pustki, miejsca, które odbierało wszystko – nadzieję, szczęście, życie.

– Przyprowadźcie go!

Wzdrygnęłam się na donośny głos Pradawnego. Usłyszałam trzeszczący pod butami śnieg, gdy w naszą stronę zbliżały się trzy postaci. Dwóch skrzydlatych mężczyzn prowadziło związanego i ubranego już Conalla. Usta zaklejono mu taśmą, ręce skrępowano za plecami.

– Czas, żebyś poznała swojego mordercę, Grace.

Przestałam oddychać.


Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now