Rozdział 9

1.7K 88 22
                                    

Usłyszałam pukanie do drzwi dokładnie o wpół do ósmej. W biegu założyłam buty i wypadłam na zewnątrz. Mocowałam się z zamkiem kurtki, gdy usłyszałam głęboki głos:

– Nie boisz się otwierać nieznajomym, Śnieżynko?

Uniosłam głowę, zapominając o zamku.

– Śnieżynko?

– A gdybym okazał się wilkiem?

Odpuściłam temat dziwnego przezwiska i oznajmiłam:

– Wiedziałam, że to ty.

– Czyżby?

Stał z rękami założonymi za plecami, a jego sylwetka odcinała się na tle śniegu. Ubrany był w zaledwie czarną koszulkę i spodnie, a wysokie buty ginęły w białym puchu. Jak on wytrzymywał w takim chłodzie bez kurtki?

– Nie jest ci zimno?

– Nie. Przyzwyczaiłem się do niskich temperatur. Poza tym, popołudniu ma być cieplej.

Rozejrzałam się na boki i jedne, co zobaczyłam, to mój samochód.

– Gdzie masz auto?

– Zostawiłem na dole.

Otworzyłam szerzej oczy.

– Przyszedłeś tu?

Skinął głową.

– Ale... – Wskazałam ręką punkt za nim. – Ale to przecież wysoko!

Wargi Rhavena zadrżały zapowiedzią śmiechu.

– Kluczyki. – Wyciągnął dłoń, a moją uwagę przykuła ukryta pod koszulką bransoleta.

– Sama mogę prowadzić. – Skrzyżowałam ręce na piersi.

Powtórzył mój ruch i przekrzywił głowę w bok.

– Pokażę ci, jak zjechać z góry i się nie zabić.

– To... – Cholera, to był niepodważalnie dobry argument.

Rhaven ponownie wyciągnął dłoń i uniósł czarną jak węgiel brew. Posłałam mu groźne spojrzenie, ale wcisnęłam mu kluczyki w rękę.

Podszedł do auta i zajął miejsce kierowcy. Mamrotałam pod nosem najgorsze obelgi w jego stronę, ale również wsiadłam do samochodu. Rhaven zapalił i ruszył, a ja z całych sił próbowałam ignorować jego obecność, chociaż jego zapach już zdążył owinąć mnie jak koc. Cholera, naprawdę ładnie pachniał. Czułam od niego drzewo cedrowe połączone z czymś ostrym. Męskim.

Zaczęliśmy zjeżdżać, a ja nie potrafiłam powstrzymać odruchu złapania kurczowo za rączkę przy suficie.

– Wyluzuj – wymruczał. – Nic ci się nie stanie.

– Jasne – sapnęłam i rozszerzyłam oczy, kiedy wzrokiem złapałam widok przepaści.

– Jedynka i powoli zjedziesz. Nie pozwól, żeby zapanował nad tobą strach, Śnieżynko.

Gwałtownie obróciłam głowę w jego stronę.

– Nabijasz się ze mnie?

Spojrzał na mnie i zmarszczył brwi.

– Słucham?

– To przezwisko... – Zobaczyłam zakręt i już miałam krzyczeć, żeby skręcił, lecz Rhaven, nie przerywając kontaktu wzrokowego, odbił kierownicą w idealnym momencie.

– Nie ma żadnego ukrytego znaczenia – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Po prostu skojarzyłaś mi się z płatkami śniegu.

Chciałam coś odpowiedzieć, lecz nie byłam w stanie. Spojrzenie czarnych oczu przyszpiliło mnie, a wszystkie słowa uleciały z głowy. Bijący od niego chłód wydawał się wręcz namacalny.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now