Rozdział 17

1.5K 85 17
                                    

– Twój siniak wygląda zdecydowanie lepiej – stwierdziłam w poniedziałek rano.

Max uśmiechnął się sarkastycznie.

– Twoja próba pocieszenia zdecydowanie nie wyszła, Gracie.

Może i jego siniak nie wyglądał najlepiej, ale przynajmniej nie przypominał już kolorem dojrzałej śliwki. Zadzwonił dzwonek. Nauczycielka weszła do klasy. Max wyjątkowo skupił się na lekcji, lecz ja nie potrafiłam.

Od wczoraj zastanawiałam się, dlaczego Ruri skłamała. Przez całą drogę powrotną milczała, a ja nie wiedziałam, jak wyciągnąć od niej prawdę. Jeżeli Rhaven był w domku, to gdzie w takim razie podziała się Lola? Próbowałam się do niej dodzwonić, pisałam wiadomości, ale otrzymałam zero odzewu. Przeczuwałam, że słowa Ruri stały się prawdą. Rhaven naprawdę zabrał telefon siostrze.

Czekałam również na nią rano na parkingu, ale ani wielki samochód Rhavena, ani Lola nie pojawili się. Ruri również nie widziałam.

Wyjrzałam przez okno i skupiłam się na oglądaniu wirujących w powietrzu płatków śniegu. Nadal nie rozumiałam tego, co zobaczyłam w sobotę. Wiedziałam, że nie ubzdurałam sobie ptaka uwięzionego w klatce. Owszem, alkohol mocno namieszał mi w głowie, ale nie na tyle, żebym przeinaczała rzeczywistość.

Pochyliłam się w stronę Maksa i szepnęłam:

– Słyszałeś kiedyś o ptakach wielkości człowieka?

Popatrzył na mnie, marszcząc brwi.

– Słyszałem o wilkach wielkości człowieka, ale nie ptakach.

Westchnęłam zrezygnowana. Wczoraj nie mogłam znaleźć niczego sensownego na temat dużych ptaków. Przeglądałam nawet strony związane z Bergvubem i Brivel, szukając informacji o ich faunie, lecz nadal zero wspominek o wielkich ptakach.

A naprawdę chciałam wiedzieć, co Rhaven trzymał w klatce.

– Dlaczego pytasz?

Spojrzałam na Maksa niepewna, czy powiedzieć mu prawdę.

– Widziałam wielkie zwierzę uwięzione w klatce...

Maks poruszył się, a rękaw jego swetra podjechał w górę, ukazując przedramię pokryte siniakami. Wytrzeszczyłam oczy i złapałam go za rękę.

– Co ci się stało? – powiedziałam odrobinę głośniej niż zamierzałam.

Maks wyrwał rękę z mojego uścisku, a nauczycielka zwróciła mi uwagę.

– Czemu twoja ręka wygląda, jakby spadł na nią głaz? – szepnęłam.

Przyłożył palec do ust, dając mi do zrozumienia, że mam się uciszyć. Wskazał na nauczycielkę, która bacznie nas obserwowała. Wyprostowałam się i udałam, że poświęcam jej całą swoją uwagę, lecz co chwila zerkałam na Maksa, totalnie zmartwiona. Najpierw śliwa pod okiem, teraz całe ramię w fioletowych siniakach.

Z nerwów i zniecierpliwienia moja noga podskakiwała pod stołem. Nawet bazgranie w zeszycie płatków śniegu nie pomagało mi się uspokoić. Odliczałam minuty do dzwonka, a kiedy w końcu zadzwonił, od razu odwróciłam się do Maksa.

– To? – spytałam. – Co ci się stało?

– To samo, co z okiem. Upadłem i kiedy próbowałem się ratować, przy okazji całym ciężarem upadłem na rękę. – Uniósł ją i pomachał mi przed nosem. – Nie martw się, Gracie. Nic mi nie jest.

– Wyglądała na spuchniętą. – Spakowałam książki do torby. – Na pewno lekarz nie powinien na jej obejrzeć?

Maks prychnął, a ja przystanęłam, patrząc na niego poważnie.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now