Rozdział 7

1.6K 89 10
                                    

Poczułam dreszcz przebiegający po kręgosłupie.

– Zniknęli dzień po opublikowaniu filmik – kontynuowała. – Większość uważa, że uciekli, bo bali się, że zostaną skazani za morderstwo.

– A ty? Co uważasz?

– Nie znałam ich. Nigdy z nimi nawet nie rozmawiałam. Nie wiem, co mogli zrobić, ale ta wersja wydaje się najbardziej wiarygodna.

– Ale skoro tak bardzo bali się konsekwencji, to dlaczego udostępnili wideo, jak zabijają swojego przyjaciela? Przecież to niezbity dowód na ich winę. Bez tego, oprócz nich, nikt nie wiedziałby, co tak naprawdę stało się z Liamem.

Lola milczała. Ucieczka kumpli Liama miałaby sens, gdyby nie opublikowali filmiku. A jeśli nie uciekli z własnej woli, to co się z nimi stało? I kto wysłał dzisiaj kolejne wideo z przyprawiającą o ciarki wiadomością?

– Co rysowałaś na lekcji? – Lola zmieniła temat. – Wyglądałaś na bardzo pochłoniętą.

Chciałam dalej drążyć sprawę filmików, ale Lola wyglądała na zdenerwowaną i lekko wystraszoną, dlatego wyjęłam notatnik z torby, otworzyłam na jednej ze stron i podałam jej. Przyjęła go z uśmiechem i zaczęła przeglądać.

– Nigdy nie miałam talentu do rysowania – oznajmiłam. – Co prawda, poprawił się odkąd zaczęłam ćwiczyć, lecz nie jest to mistrzostwo świata. Po prostu rysuję cokolwiek, gdy potrzebuję zająć czymś myśli.

– Zawsze chciałaś nauczyć się rysować?

– Nie – zaśmiałam się. – Nie przepadałam za tym. Odkryłam pasję po wypadku. Kiedy musiałam zrezygnować z biegania, tylko szkicowanie jakiś bazgrołów pomagało w uspokojeniu chaosu w głowie.

– Jaki wypadek?

– Samochodowy – odparłam, próbując nie wracać myślami do koszmaru z tamtej nocy. – Złamałam nogę i chociaż lekarze powiedzieli, że istnieje duża szansa na powrót do biegania, on nigdy nie nastąpił. Rok po incydencie ból podczas zwykłej przebieżki stawał się tak wielki, że nie zostało mi nic innego, jak odpuszczenie.

– Przykro mi – szepnęła.

– To nic takiego. Zdarza się. – Posłałam jej lekki uśmiech. – A ty? Masz lub miałaś jakieś hobby?

– Prowadzę bloga o kinie – odparła nieśmiało. – Nie piszę recenzji ani nic w tym stylu. Zawsze chciałam znać zakończenia filmów czy bajek, więc pomyślałam, że ktoś mógł podzielać moje zdanie. Stwierdziłam, że jako osoba lubiąca spojlery, ciekawym pomysłem będzie ocenianie jedynie zakończeń filmów.

– Czekaj... Twój blog nazywa się KameraStop?

Lola wytrzeszczyła oczy.

– Ty... Ty go znasz?

– Ja i... – W ostatniej chwili ugryzłam się w język. Gdybym wspomniała o mamie, Lola pewnie by o nią zapytała, a rozmowa o tym, co się stało, zupełnie mi nie odpowiadała. – Uwielbiam go. Oglądałam chyba wszystkie filmy, o których wspominałaś na blogu.

– Nie miałam pojęcia, że ktoś naprawdę go czyta – szepnęła z niedowierzaniem.

– Żartujesz? Pod wpisami masz zawsze mnóstwo komentarzy!

Zarumieniła się i uciekła wzrokiem w bok.

– Tak, ale... Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. – Wydaje mi się to nierealne, że ktoś naprawdę korzysta z moich poleceń, skoro w prawdziwym życiu nie mogę mieć zdania na żaden temat.

Poczułam ucisk w piersi. Życie Loli brzmiało strasznie. Nie wiedziałam, jak na co dzień radziła sobie z taką nadopiekuńczością, ale ja zwariowałabym na jej miejscu. A to, że musiała uciec bratu, żeby spędzić trochę czasu bez nadzoru, tylko potwierdzało okropność tej sytuacji.

– Ja cię słucham – oznajmiłam. – I w prawdziwym, jak i w internetowym życiu. Możesz ze mną rozmawiać o czymkolwiek zechcesz i mieć zdanie na każdy temat, jaki tylko zapragniesz.

Jej oczy zalśniły zapowiedzią łez, lecz szybko zamrugała, odganiając je.

– Dziękuję – wykrztusiła.

Resztę czasu spędziłyśmy na jedzeniu i rozmawianiu o jej blogu, i chociaż czasami ciężko było mi nie wspominać o mamie, cieszyłam się, że mogę z kimś podzielać pasję do filmów.

Po skończonym posiłku wyszłyśmy na zewnątrz. W Rener stopniał śnieg i miałam wielką nadzieję, że również w Brivel zostanę powitana przez widok czarnej jezdni.

Lola wyciągnęła rękę.

– Daj mi swój telefon.

Sięgnęłam do kieszeni i położyłam aparat na jej dłoni. Zapisała coś w nim i od razu oddała. Na wyświetlaczu widniał rząd cyfr.

– To mój numer. Gdybyśmy nie mogły się znaleźć jutro na przerwie, dzwoń.

– Jasne, jakby co... – Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ nagle znalazłam się w silnym uścisku Loli.

– Dziękuję, Grace. – Przytuliła mnie mocniej, a jej głos zadrżał z emocji. – Dziękuję za wszystko. – Puściła mnie równie niespodziewanie, co przytuliła, przez co zachwiałam się lekko. – Trafisz sama do domu?

– Tak, oczywiście – odparłam, lecz zaraz zmarszczyłam brwi. – Myślałam, że wracasz ze mną. Mogę cię podwieźć do domu, to żaden problem.

– Dziękuję, naprawdę, ale chcę pocieszyć się jeszcze chwilą wolności. Nie jechałam nigdy autobusem, więc chcę tego spróbować.

Otworzyłam usta ze zdziwienia. Jak mogli tak długo trzymać ją pod kloszem? Miałam wrażenie, jakby od dzieciństwa mieszkała w więzieniu i teraz na chwilę się z niego uwolniła.

– Do zobaczenia jutro! – Pomachała, oddalając się, a ja odwzajemniłam gest.

– Bądź ostrożna!

Odwróciła się, machając mi po raz kolejny i posłała szeroki uśmiech.

– Niczym się nie martw, Grace. Poradzę sobie!

Zniknęła na głównej drodze i pomimo jej zapewnienia, i tak czułam dziwny niepokój, który towarzyszył mi, dopóki nie wsiadłam do samochodu.

***

W połowie drogi do domu zaczęło padać. Z nieba nie spadał jednak deszcz, a przeklęty śnieg. Duże płaty przyklejały się do przedniej szyby samochodu, a wycieraczki nieustannie pracowały, próbując zapewnić dobrą widoczność.

Miałam nadzieję, że z Lolą wszystko dobrze i niedługo dotrze do domu, ponieważ mi zajmie to dużo dłużej niż zakładałam. Zrobiło się ślisko i jechałam wolniej niż babcie do Domu Modlitwy.

Czy to mogło być winą Pustki? Ten cały śnieg na pewno nie był normalny. Zrozumiałabym, gdyby padał w zimę, ale nie kończył się nawet październik. Naprawdę nie miałam nic przeciwko białemu puchowi, ale bez przesady. Pogodo, szanujmy się.

Oprócz reflektorów, nic nie oświetlało drogi. Otaczały mnie mrok, śnieg i dające straszną aurę wysokie drzewa. Nawet nie chciałam się zastanawiać, co się między nimi kryje. Jechałam krętymi drogami, mentalnie przygotowując się na podjazd do góry. Czemu wujek musiał wybudować dom w takim miejscu?

Skręciłam w żwirową drogę, prowadzącą do domu, lecz zamiast żwiru, napotkałam kilka centymetrów śniegu. Poczułam zdenerwowanie i mocniej zacisnęłam ręce na kierownicy, lecz samochód bez problemu pokonywał białą przeszkodę. W niektórych momentach czułam, że auto się ślizga, ale od razu udawało mi się odzyskać nad nim kontrolę.

Zza drzew wyłonił się wjazd pod górę. Z mocno bijącym sercem zaczęłam pod nią wjeżdżać, powstrzymując odruch zaciśnięcia powiek. Napięłam wszystkie mięśnie, gdy kątem oka zobaczyłam po lewo przepaść.

Przełknęłam z trudem ślinę, kiedy pojawił się najbardziej stromy kawałek góry. Rozpędziłam się, aby z łatwością go przejechać. Dojechałam do połowy i już cieszyłam się, że się udało, gdy koła samochodu zaczęły buksować. Nacisnęłam gaz, mając nadzieję, że jakoś przejadę, lecz auto wpadło w poślizg.

Straciłam panowanie nad pojazdem, a krzyk utknął mi w gardle, gdy auto z zawrotną prędkością zaczęło się staczać.


Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now