Rozdział 18

1.5K 85 12
                                    

Przez ostatnie dni czułam się jak wrak, nie człowiek. Wujek zaplanował kameralny pogrzeb. Tylko mama, ja i on. Pożegnanie wydawało mi się nieodpowiednie. Jakbym przypieczętowała jej śmierć i naprawdę musiała zaakceptować, że już nigdy jej nie zobaczę. Nie pojawiłam się w szkole do piątku. Zwyczajnie nie miałam siły wstać z łóżka.

Gdyby nie Max, totalnie bym się załamała. Zmuszał mnie do rozmowy, nawet kiedy jej nie chciałam. Wujek zaś zamknął się w sobie. Jakby dopiero po pogrzebie zdał sobie sprawę ze śmierci mamy. Nie wiedziałam go jeszcze tak bardzo przybitego, a patrzenie na niego, tylko łamało mi bardziej serce. Nie potrafiłam mu pomóc.

Samej sobie nie potrafiłam pomóc.

W końcu nadszedł piątek. Lola nadal nie odbierała ani nie odpisywała na moje wiadomości. Nie było jej również w szkole. Nie wiedziałam, czym była spowodowana jej nieobecność, ale coraz bardziej się martwiłam.

Max nie poruszył więcej tematu ogniska. Wiedziałam tylko, że nie zamierza się na nim pojawić. Do dziś nie miałam pojęcia, o co mu chodziło, kiedy ostrzegał mnie przed Conallem. Zrozumiałabym, gdyby mówił o Rhavenie, ale o swoim kuzynie?

Siedziałam na stołówce, a Damien po raz kolejny kłócił się z Amber o rzekomych potworach, które brały udział w Wielkiej Wojnie Północy i Południa. Nie zdobył jednak żadnych informacji o filmikach i ptakach, dlatego w końcu mogłam się tym zająć, nie łamiąc złożonej mu wcześniej obietnicy.

– Posłuchaj – powiedział spokojnie, przerywając Amber. – Nawet na lekcjach historii mówią o tym, że potwory dysponowały niemożliwie wielką siłą. Przeczytałem, że ich oczy odpowiadały ich mocom. Czyli oprócz siły, posiadały jeszcze moce!

– Jesteś szurnięty – mruknęła Amber.

Damien, zupełnie niezrażony, mówił dalej:

– Podobno szkarłat widoczny w ich tęczówkach sprawiał, że wojownicy sami przed nimi uciekali, nie wdając się w walkę. Jak bardzo przerażające musiały być te stwory?

Przypomniał mi się jeden raz, kiedy widziałam zmianę w oczach Ruri. Co prawda, stwierdziłam, że to był tylko wymysł mojej wyobraźni, ale gdy słuchałam Damiena, wróciło nie tylko wspomnienie, ale także niepokojące przeczucie, że jednak nie przewidziały mi się jej czerwone tęczówki.

Wokół mnie krążyło coraz więcej sekretów, a ja nie odkryłam prawdy o żadnym z nich. Musiałam to zmienić.

***

Poświata księżyca rozjaśniała nocne niebo. Na środku otoczonej świerkami polany znajdowała się masa ludzi w przebraniach. Widziałam ciężkie futra i plastikowe korony, zwierzęce maski, a nawet skrzydła. Wokół rozbrzmiewał gwar rozmów i śmiech. Ktoś pobrzękiwał na gitarze przy jednym z trzech ogromnych ognisk, gdzie rozstawiono prowizoryczne siedziska z drewnianych belek. Czułam, jakbym przeniosła się w czasie i obserwowała imprezy wyprawiane podczas panowania królów.

Wyglądałam trochę nie na miejscu w czerwonej puchowej kurtce, spodniach i karminowych kozakach, ale miałam nadzieję, że chociaż nadrabiałam kolorem. Idąc w głąb imprezy zauważyłam, że kilka osób również nie miało przebrania. Szukałam wzrokiem...

– Bu.

Podskoczyłam i obróciłam się. Przede mną wyrosła wysoka postać w masce wilka. Poczułam lekkie ukłucie strachu, ale natychmiast mnie opuściło, gdy zobaczyłam, kto kryje się za przebraniem.

– Przyszłaś. – Przystojna twarz Conalla rozciągnęła się w uśmiechu, gdy zdjął maskę. – Chodź, zanim wszystko zjedzą. – Złapał mnie za rękę i poprowadził do ogniska. Patrząc na nasze złączone dłonie, serce zbiło mi mocniej.

Skrzydlaty GrzechWhere stories live. Discover now