Rozdział drugi

886 55 8
                                    

                                                      Rozdział drugi

                                                                  Lucille

Czuję okropne zawroty głowy. Nie mogę się też skoncentrować na pisaniu wiersza. Wszystkie myśli ulatują z mojej głowy zanim udaje mi się je złapać i uformować w ładnie brzmiące zdanie. Odkładam długopis i odsuwam od siebie zeszyt. Biorę wdech, a potem kolejny i następny. Wiem dlaczego to się dzieje. Jestem głodna, a od wczoraj nie miałam nic w ustach. Nadal rozsadza mnie wściekłość na matkę. Jak mogła zaprosić tutaj Tony'ego i jeszcze zjeść razem obiad podczas kiedy ja wracałam pobita do domu. Nie otrzymałam od niej nawet ciepłej herbaty, a na widok moich ran tylko wzruszyła ramionami. Ta znieczulica doprowadza mnie do obłędu. Jak, do cholery, można być obojętnym? Podnoszę się z łóżka. Przez kilka sekund opanowuję mdłości. Obolałą ręką dotykam ściany. Staję się coraz słabsza i muszę chwytać się ściany, aby nie upaść. Włóczę nogami w kierunku pokoju matki. Chcę wykorzystać jej nieobecność i znaleźć coś, dzięki czemu zrozumiem bardziej czym jest wspólnota. Nie ukrywam, wczorajsze słowa Tony'ego wzbudziły we mnie niepokój. Jak wiele o mnie wie? Czy matka często z nim rozmawiała na mój temat? Czy wspominała o tacie? Żołądek mnie ściska. Wchodzę do środka. Pomieszczenie jest wychłodzone przez nieszczelne okna. Zatrzymuję się przed kwadratowym stołem, na którym leżą puste opakowania po tabletkach. Białe, niewielkie buteleczki, które zamiast etykietek posiadały czarny symbol nieskończoności. Widziałam go już wcześniej lecz nigdy tak naprawdę nie interesowałam się przekazem. Biorę jedną buteleczkę i obracam w palcach. Następnie otwieram wieczko i wącham wnętrze. Nie czuję nic prócz plastiku. Krzywię się, bo właściwie nie mam pojęcia jak pachną tabletki. Rany boskie, czy kompletnie mi odbiło? Odkładam buteleczkę. Wycieram spocone dłonie w spodnie. Wiem, że muszę coś zrobić, tylko...co? Przechadzam się wzdłuż meblościanki. Wydeptuję dziurę w podłodze zanim decyduję się na otwarcie jednej z szafek. Wpatruję się w niechlujnie złożone ciuchy. Parę koszulek, swetrów i kilka par spodni. Nic szczególnego. Matka nie przywiązywała wagi do tego jak wygląda. Co oczywiście tłumaczy jej fryzurę. Nie znam drugiej kobiety, która dobrowolnie ścięłaby swoje długie blond loki niemalże do zera. Po odejściu taty zaczęła się zmieniać. To nie była ekspresowa metamorfoza, raczej powolne przeobrażanie się z porządnej osoby na tę nadużywającej alkoholu i używek. To trwało sześć lat, a pierwszą oznaką był tatuaż węża zrobiony na łydce. Wówczas nie sądziłam, że to coś złego. Nie przejmowałam się matką ani jej humorami. Nie miałam pojęcia, że to wołanie o pomoc. Że osoby pogrożone w depresji okazują ją na wiele różnych sposobów i nie zawsze jest to zwodzenie w poduszkę. Być może wtedy należało zareagować. Wiele razy się nad tym zastanawiałam. Gdybym jej pomogła, może teraz byłaby zupełnie innym człowiekiem. Nie wdepnęłaby w tę cholerną wspólnotę i nie poznałaby Tony'ego. Ten mężczyzna sprawia, że moje ciało skuwa lód. Nie umiem tego wyjaśnić, ale czuję się niekomfortowo ilekroć zaczynam o nim myśleć. Wygląda na czterdzieści parę lat, ma czarne włosy przyprószone siwizną i zawsze, gdy go widzę ma na sobie eleganckie ubrania. Nie wiem czym się zajmuje ani od jak dawna uczęszcza na spotkania wspólnoty. Jedyne co wiem, to to, że pierze mojej matce mózg. Czemu to robi? Jaki ma w tym cel? Nie jesteśmy ani bogate ani piękne. Nie wzbogaci się. Wzdycham głęboko. Zamykam szafkę i przeglądam szuflady. Nie nastawiam się lecz po kilku minutach zauważam stary notes wepchnięty pomiędzy bieliznę. Marszczę brwi. Skoro go tam schowała, to znaczy, że nie chciała, bym go znalazła. Dreszcze przebiegają mi wzdłuż kręgosłupa. Wyciągam rękę i delikatnie kładę ją na zniszczonej okładce. Czy powinnam do niego zajrzeć? A jeśli zobaczę tam coś, czego będę żałowała? Mam podejrzenia, że matka jest uzależniona od piguł, które dostaje od Tony'ego, a on sam rozprowadza je po Skagway. Nie mogę jednak nazwać tego wprost, bo nie mam dowodów. Teraz sprawa może wyglądać inaczej. W notatniku mogą być dowody. Oddech przyspiesza, a osłabiony organizm nie radzi sobie z kolejną porcją nerwów. Czuję jak napierają na mnie mdłości. Zamykam oczy i liczę od zera do dziesięciu z nadzieją, że zdołam je opanować. Otwieram pierwszą stronę. Notatnik jest wyświechtany, jakby matka użytkowała go przez dłuższy czas. Wczytuję się w słowa napisane niebieskim długopisem na pożółkłej kartce.

Till the Last Breath (Romantic thriller 18+)                    ZOSTANIE WYDANE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz