Rozdział dziewiętnasty

554 43 27
                                    

                                                       Rozdział dziewiętnasty

                                                                          THOREN

– Dlaczego tak na mnie patrzysz? – Pytanie Lucille wyrywa mnie z głębokiego zamyślenia. Siedzimy oboje przy stole, a na blacie zalegają talerze po zjedzonym wcześniej obiedzie. Prostuję się na krześle, a mój wzrok znów ucieka w stronę okna. Na dworze szaleje burza śnieżna i mimo, że nie lubię mrozów, to odnajduję uciechę w patrzeniu na wirujące płatki śniegu i łamiące się gałęzie drzew. Niepowstrzymany żywioł niszczący wszystko co napotka na swojej drodze. Czuję się tak samo. W moich żyłach płynie ta sama energia. Pragnienie destrukcji. Wcale nie patrzyłem na Lucille, chociaż oczywiście mogła odnieść to wrażenie, bo zajmuje miejsce przy oknie lecz nawet nie mam ochoty jej tego tłumaczyć. Pozwalam sobie na delikatny uśmiech, który ma sprawić, że dziewczyna poczuje się lekko zawstydzona. Chcę ją poznać. Chcę dowiedzieć się czemu jej rodzina wpadła w sidła wspólnoty. Żałuję, że zabiła matkę. Kurwa, żałuję jej śmierci jak jeszcze żadnej innej. Gdyby żyła mógłbym zaoszczędzić Lucille lecz teraz...Ech, teraz wszystko stanęło na głowie. Mój plan sypie się szybciej niż wątroba alkoholika. Naprawdę nie tak to sobie wyobrażałem. Niechętnie odwracam wzrok od śnieżycy i skupiam się na Lu. Ma na sobie ocieplaną bluzę, w której wygląda jak kloszard, a brązowe włosy upięte w przedziwną fryzurę na czubku głowy prezentują się fatalnie. Nie powinna mi się podobać, ale...podoba. I to bardzo. Mimo tych wszystkich niedociągnięć potrafię dostrzec w niej rzeczy, których wcale nie powinienem widzieć w ponad czternaście lat młodszej dziewczynie.

– Nie rób tego. – Odzywa się speszona.

– Dlaczego? – Teraz jawnie zaczynam się na nią gapić. Wodzę wzrokiem po jej twarzy i sunę wzdłuż szyi i zatrzymuję się na piersiach ukrytych pod luźnym materiałem.

– Bo nie wiem jak się zachować.

– Czujesz dyskomfort?

– Nie.

Ta cicha odpowiedź uderza mi do głowy niczym szampan. Ciasne węzły oplatają mój żołądek i ściskają tak mocno, że brakuje mi tchu. To źle. Z jej ust powinny paść zupełnie inne słowa, ale mroczna, chciwa strona wyciąga swoje macki, by znowu przekonać mnie, że dzięki tej zagrywce mogę coś zyskać. Coś, co powoli mi zbliżyć się do wspólnoty. Gra pozorów. Bezlitosne żerowanie na kruchym sercu dziewczyny, które przemieni mnie w jeszcze większego gnoja niż byłem dotychczas. Stawka jest wysoka podobnie jak cena, którą przyjdzie mi zapłacić. Kiedyś ktoś powiedział „nie ma sztuki bez ofiar" i szczerze? Uważam to za gówno. Pompatyczny kit wciskany między oczy. To życie jej potrzebuje. Każdego dnia wybiera sobie jeńca i dyktuje mu co ma robić. Życie jest najpiękniejszą torturą. Pełne zlotów i upadków, wypełnione po brzegi goryczą, cierpieniem i niesprawiedliwością. Uśpiona złość wgryza się we mnie jak wściekły pies. Mój oddech przyspiesza, a gdy zaczynam mimowolnie zwijać pięści, wstaje od stołu. Udaję spokój zbierając naczynia. Idąc do kuchni kilka razy zerkam na dziewczynę przeklinając się za to co mam zamiar jej zrobić. Nie zasłużyła, żeby być w tym miejscu. To w jaki sposób połączyły się nasze losy zakrawa o jakiś popierdolony żart. A jednak...jest tutaj. Tak blisko.

Za blisko. Nieświadoma moich intencji, utwierdzona w przekonaniu, że jestem jej sojusznikiem.

– Wiem, że mnie nie skrzywdzisz. – Mówi wchodząc do kuchni. Jej spojrzenie szybko odnajduje mnie.

Zimna obręcz zaciska się wokół mojego gardła. – Inaczej nie proponowałbyś rozmowy o swojej przeszłości, prawda?

Uśmiecham się pod nosem. Jest taka naiwna, naprawdę uwierzyła, że chcę dzielić się z nią swoimi przeżyciami.

Till the Last Breath (Romantic thriller 18+)                    ZOSTANIE WYDANE Where stories live. Discover now