Rozdział 35.

4.2K 137 38
                                    

Nie musiałam długo czekać na tego palanta bo po ok.40 minutach ponownie stał opierając się o futrynę drzwi, tym razem jednak z moją ukochaną kicią i reklamówką z tesco.

Rzuciłam się na niego wyrywając mu zwierzaczka z rąk, przytulając do siebie.

-Jejciuuu dziękuje Cal. Tak bardzo za nią tęskniłam.

-Pomyślałem, że skusisz się na trochę słodyczy i śmieciowego żarcia, więc kupiłem ci całą siatkę.- Powiedział dumnie stawiając ją na łóżku.- Jeszcze jedna sprawa Mi. Przysięgam ci, że nie kazałem Rye'owi mówić ci zupełnie nic. Nie wiem co się stało, ale nie mam z tym nic wspólnego. Naprawdę. Możesz mi wierzyć czy też nie, ale na Boga Mia przysięgam ci, że nie maczałem w tym palców.

-Wierze ci Cal, tylko poprostu nie moge zrozumieć Ryan'a.- Wyszeptałam wtulając sie w brata. Brakowało mi tego ciepła drugiego ciała, od wypadku rodziców staliśmy się z blondynem nierozłączni. Bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie go stracić.

-Wielka ulga.- Odetchnął zaciskając uścisk.

-Dobra, a teraz możesz mnie już puścić.- Zaśmiałam się odchodząc nieco dalej.- Długo tu jeszcze będziemy?

-Tyle ile będziemy musieli. Sprawa musi najpierw wyjść na jaw żeby ucichnąć. Za kilka godzin ktoś powinien znaleźć tam jej ciało. Wszystkim zajmie sie policja, zaczną węszyć w poszukiwaniu sprawcy.

-Ale go nie znajdą.- Przerwałam mu z szyderczym uśmieszkiem na twarzy.

-Nie znajdą nas Mi. Nie masz się o co martwić. A teraz zmykaj jeść te wszystkie zabójcze przekąski.

-Pędze braciszku.- Uśmiechnęłam się siadając wygodnie na świeżej pościeli wyciągając z reklamówki po kolei znajdujące się tam przedmioty.

Po upływie około godziny zaczęłam nudzić się siedząc samotnie w jednym pomieszczeniu. Postanowiłam wyjść z mroku i pozwiedzać samotnie dom. Może znajdę tu jakiś strych czy piwnice.

Wychodząc wpadłam w kogoś z taką siłą, że straciłam równowagę i wylądowałam na zimnej podłodze.

-Przepraszam.- Szepnęłam do mojej ofiary. Moim oczom ukazał się niebieskooki blondyn- Andy.

-Nic się nie stało.- Uśmiechnął się serdecznie podając mi rękę żebym mogła wstać.

-Może zechciałbyś mi potowarzyszyć?- Spytałam ciekawa odpowiedzi.

-A gdzie zmierzasz piękna niewiasto?- Uśmiechnął się szeroko.

-Chciałam troszkę pozwiedzać i przyda mi się tak miłe towarzystwo. Jeżeli oczywiście masz czas i ochotę.

-Nie śmiałbym odmówić.- Rzucił po czym obydwoje wybuchliśmy śmiechem.

Błąkaliśmy się między korytarzami od dobrych 30 minut żartując co chwilę. Andy opowiadał mi o sobie i o domownikach. W jego towarzystwie udawało mi się zapomnieć o niezbyt miłym incydencie z dziś. Cieszyłam się, że mieszka tu ktoś normalny z kim mogę normalnie porozmawiać na każdy temat.

Calum uświadomił mi, że przez najbliższy czas nie będę mogła wychodzić nigdzie dalej jak na podwórek. Oznacza to, że nie mogę spotkać się z Mikey'm. Brakuje mi jego rad i ciepłego uśmiechu. Dobrze, że mam się tu chociaż do kogo odezwać bo bym zwariowała.

-Mia możemy pogadać?- Nagle znikąd przed nami pojawił się Rye zakłócając cały spokój. Reszta tego dnia zapowiadała się tak dobrze, a tu nagle to.

-Niech ci będzie.- Rzuciłam szybko przytulając na pożegnanie Andiego.

Szatyn złapał mnie za rękę ciągnąc w głąb domu w tylko jemu znanym kierunku. Po minięciu kilku krętych korytarzy wciągnął mnie do jakiegoś ciasnego pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.

-Gdzie my właściwie jesteśmy?- Spytałam niezbyt zadowolona z tego, że jestem tu akurat z nim. Pomieszczenie średniej jakości na rozmowę. Zbyt ciasne na dwie osoby.

-Porozmawiajmy.- Powiedział przypatrując się uważnie mojej osobie.

-Właśnie to robimy.- Rzuciłam jednak on nic nie odpowiedział tylko przywarł ustami do moich pogłębiając pocałunek...

Better Now Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu