Rozdział 41.

4.6K 131 3
                                    

Przychodziłam do Rye'a codziennie. Przesiadywałam u niego dniami i nocami przez około 3 tygodnie. Bałam się o niego, cholernie się bałam, że się nie wybudzi. A przecież miałam mu tak dużo do powiedzenia...

Chciałam mu powiedzieć jak bardzo mi go brakuje. Jak bardzo wszyscy tęsknią za tą jego pedalską buźką. Jak bardzo chciałabym znowu go pocałować.

Nie umiem tego wyjaśnić ale w jego towarzystwie czuje się jakoś inaczej, inaczej patrze na świat, jest bardziej kolorowy. Czuje się bezpieczna i mimo tego jak bardzo mnie rani ciągle chce więcej i więcej. Chyba się zakochałam.

Jak codzień siedziałam obok jego łożka trzymając go za ręke i ciągle opowiadając wszystko co dzieje się wokoło niego.

-Wiesz nie byłabym tu teraz koło ciebie gdybym nie skłamała, że jestem twoją narzeczoną. Musiałam się później długo tłumaczyć Calumowi.- Zaśmiałam się lekko. Byłam wykończona, od kilku dni nie mogłam w ogóle spać. Moje życie wyglądało codziennie tak samo. Wstać, ubrać się, iść do szpitala, wrócić do domu. Jednak od kilku dni siedziałam tu tylko przysypiając na nie wiecej niż 10 minut.

Lekarze zaczęli powoli okazywać swoje zdenerwowanie tym, że szatyn nadal się nie wybudza. Jednak moja nadzieja nigdy nie wygasła. Dalej wierzyłam w to, że Rye wróci i wszystko będzie tak jak dawniej.

Zbierałam się właśnie do wyjścia. Musiałam wziąść porządną kąpiel i wreszcie się wyspać. Zerwałam się z krzesła i spakowałam książke do torby.

-Prosze cię nie zostawiaj mnie.- Szepnęłam po czym złożyłam delikatny pocałunek na jego czole.

Miałam właśnie wychodzić gdy nagle maszyna podtrzymująca chłopaka przy życiu wydała z siebie charakterystyczny dźwięk zatrzymania akcji serca.

Przerażona stałam tak przy drzwiach ze łzami w oczach utrudniając lekarzom dostanie się do szatyna.

-Proszę się odsunąć.- Rozkazała jedna z pielęgniarek.

-Zaczynamy reanimacje.- Krzyknął lekarz popędzając wszystkich.- Uwaga  odsuńcie się bo będe strzelał.- Powiedział biorąc do rąk sprzęt medyczny.

Jeden strzał, drugi, trzeci i nic. Dalej ten okropny dźwięk. Czwarty, piąty.

-Mamy go.- Krzyknął uradowany lekarz.

Nagle w pomieszczeniu zrobiło się pusto jak wcześniej. Pzystanęłam na chwile nad chłopakiem.

-Debilu nie rób mi tak więcej, bałam się że odejdziesz.- Szepnęłam, lekko się uśmiechając.

Musiałam już wracać. Było już grubo po 2 rano, a ja ledwo trzymałam się na nogach. Stałam już pod drzwiami, szarpnęłam za klamkę.

-Mia!- Wrzasnął głos zza moich pleców. Odwróciłam się i ujrzałam...

Better Now Where stories live. Discover now